Na giełdzie nowojorskiej nie widać końca spadków. W Szanghaju od kilku tygodni sytuacja wygląda wręcz fatalnie. Na tym tle warszawski parkiet radzi sobie nieźle. Piątkowa sesja na Wall Street przyniosła pogłębienie spadków. Dow Jones i S&P500 zniżkowały po 1,4 proc. Jak na brak nowych złych danych skalę pesymizmu można uznać za całkiem sporą. Rynek najwyraźniej dąży do przetestowania dołka z połowy marca znajdującego się w okolicach 1257 punktów. To zaledwie 14
Na giełdzie nowojorskiej nie widać końca spadków. W Szanghaju od kilku tygodni sytuacja wygląda wręcz fatalnie. Na tym tle warszawski parkiet radzi sobie nieźle.
Piątkowa sesja na Wall Street przyniosła pogłębienie spadków. Dow Jones i S&P500 zniżkowały po 1,4 proc. Jak na brak nowych złych danych skalę pesymizmu można uznać za całkiem sporą. Rynek najwyraźniej dąży do przetestowania dołka z połowy marca znajdującego się w okolicach 1257 punktów. To zaledwie 14 punktów poniżej piątkowego zamknięcia. Dotychczas spadkowa korekta kosztowała byki 92 punkty, Indeks stracił 6,7 proc. Zakładając dotarcie do wspomnianego dołka korekta osiągnęłaby nieco ponad 8 proc. Skala poprzedniej z lutego i marca nieznacznie przekroczyła 6 proc. i trwała 17 sesji. Obecna ciągnie się już 29 sesji. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze potrwa. Na razie wypada liczyć jedynie na odbicie. Do trwałej poprawy sytuacji potrzebny byłby wyraźniejszy impuls w postaci lepszych danych makroekonomicznych.
W nadchodzącym tygodniu będzie ich sporo, ale dopiero od wtorku. Inwestorzy będą wyglądać symptomów poprawy nie tylko w gospodarce amerykańskiej, ale także chińskiej i europejskiej. Indeks w Szanghaju wygląda gorzej niż po trzęsieniu ziemi. Od 21 kwietnia Shanghai B-Share spadł o 24 proc. Dziś na godzinę przed końcem sesji do tego dorobku dokładał kolejne 3,5 proc. Spadki notowano na wszystkich parkietach azjatyckich, choć ich skala nie była tak duża. Nikkei tracił 0,75 proc., podobnie było w Hong Kongu. Na Tajwanie zniżka sięgała 1,2 proc. W Chinach liczą na stabilizację inflacji konsumentów i niewielki spadek wskaźnika cen producentów. Jeśli się przeliczą, stopy znów pójdą w górę, a indeksy w dół. Dane o inflacji, produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej poznamy już we wtorek.
Nasz rynek na tle pozostałych prezentuje się całkiem nieźle. W piątek WIG20 zniżkował o 0,7 proc. W tym samym czasie w Paryżu spadek sięgał 1,9 proc., a we Frankfurcie 1,2 proc. Zbyt długo pod prąd iść się nie da, więc jeśli zła passa na światowych parkietach nie zostanie powstrzymana i w Warszawie trudno będzie spodziewać się rewelacji. Dziś rano kontrakty na amerykańskie indeksy wskazywały na powstrzymanie przeceny. Można się spodziewać, że także inwestorzy będą chcieli nieco skorygować piątkowe silne spadki głównych indeksów europejskich. To daje szansę na utrzymanie się wskaźnika naszych blue chipów powyżej 2850 punktów. Nadziei na większy ruch w górę należy wypatrywać raczej po przetestowaniu poziomu 2800 punktów. Impulsem może być pomyślne odroczenie problemów z greckim zadłużeniem. Decyzje w tej sprawie mają zapaść za tydzień.
Roman Przasnyski