Letnie wzrosty należą do najczęściej sprawdzających się giełdowych efektów sezonowych. W ciągu kilkunastu lat zawiodły inwestorów tylko dwukrotnie. W tym roku na naszym parkiecie wypada on wyjątkowo skromnie. Giełdowi inwestorzy niemal co roku liczą na letnią zwyżkę indeksów. W kilkunastoletniej historii wskaźnika naszych blue chipów zawiedli się na tych rachubach jedynie dwukrotnie. Za każdym razem zawód spotykał ich w najtrudniejszych dla rynków okresach, czyli bessy po pęknięciu bańki internetowej w 2001 roku, i w 2008 roku w trakcie globalnego kryzysu finansowego.
Letnie wzrosty należą do najczęściej sprawdzających się giełdowych efektów sezonowych. W ciągu kilkunastu lat zawiodły inwestorów tylko dwukrotnie. W tym roku na naszym parkiecie wypada on wyjątkowo skromnie.
Giełdowi inwestorzy niemal co roku liczą na letnią zwyżkę indeksów. W kilkunastoletniej historii wskaźnika naszych blue chipów zawiedli się na tych rachubach jedynie dwukrotnie. Za każdym razem zawód spotykał ich w najtrudniejszych dla rynków okresach, czyli bessy po pęknięciu bańki internetowej w 2001 roku, i w 2008 roku w trakcie globalnego kryzysu finansowego.
Letnie rajdy byków mają miejsce na ogół w czerwcu i lipcu, choć w okresach dłuższej dobrej giełdowej koniunktury zaczynają się czasami już około połowy maja i mogą trwać nawet do pierwszych dni sierpnia. Ze zwyżkami trwającymi od maja do sierpnia mieliśmy do czynienia do tej pory trzykrotnie. Działo się tak w 1995, 2005 i 2007 roku. Nawet te krótsze okresy wzrostów bywają dość dynamiczne. Średnio przynoszą one zwyżkę indeksów o 15,5 proc. Do rzadkości należą przypadki, gdy nie przekraczają 10 proc. Zanosi się na to, że w tym roku na warszawskiej giełdzie będziemy mieć do czynienia z jednym ze słabszych dla byków okresem. Druga połowa maja wyglądała bardzo obiecująco i wydawało się że dobra passa będzie kontynuowana. Nasz indeks największych spółek zachowywał się wówczas znacznie lepiej niż wskaźniki głównych giełd światowych. Po czerwcowej spadkowej korekcie nie może się jednak pozbierać. Od pierwszych dni lipca porusza się w bok w bardzo wąskim przedziale wokół 2800 punktów, zamiast korzystać z dynamicznej zwyżki, w wyniku której indeksy na Wall Street zyskały po 7 proc., a wskaźnik giełdy we Frankfurcie poszedł w górę o 5,5 proc.
Letnie rajdy byków to nie tylko polska specjalność. Z jeszcze większą konsekwencją można obserwować je na najbardziej dojrzałych rynkach. Na Wall Street od 1995 roku tylko raz, w 2001 roku zdarzyło się, że indeksy latem nie wzrosły. Średnia skala zwyżki jest w przypadku S&P500 nieco niższa niż dla WIG20 i wynosi 12 proc. W najlepszych latach na letniej hossie Amerykanie mogli zarobić od 23 do 31 proc. Ostatnio jednak wakacyjne zyski nie były aż tak imponujące.
Szansy na tegoroczny letni rajd na naszej giełdzie jeszcze całkiem przekreślać nie należy, jednak wygląda na to, że byki w na warszawskim parkiecie źle oceniły sytuację i znalazły się na spalonym. Kiepskie dane z amerykańskiego rynku pracy i rosnące prawdopodobieństwo budżetowych kłopotów we Włoszech psują nastroje na głównych giełdach. A bez wzrostów na Wall Street na wzrosty w Warszawie trudno liczyć.
Roman Przasnyski