Po panicznej wyprzedaży na Wall Street i jej późniejszym zahamowaniu, w Azji trwała przecena. Złoty powiększa straty, a euro kosztuje już 4,20 PLN. Trudno więc o optymizm dla GPW. Handel na GPW trwał wczoraj zbyt krótko, by uwzględnić pełnię zagrożeń związaną z ostrymi spadkami cen akcji w końcówce notowań w Europie. Po prostu krótko po zamknięciu handlu w Warszawie, na pozostałych giełdach wyprzedaż znacznie przyspieszyła. To jest pierwszy czynnik, który sprawił, że notowania w Warszawie zaczęły się od 2,5-proc. spadku WIG20.

Po panicznej wyprzedaży na Wall Street i jej późniejszym zahamowaniu, w Azji trwała przecena. Złoty powiększa straty, a euro kosztuje już 4,20 PLN. Trudno więc o optymizm dla GPW.

Handel na GPW trwał wczoraj zbyt krótko, by uwzględnić pełnię zagrożeń związaną z ostrymi spadkami cen akcji w końcówce notowań w Europie. Po prostu krótko po zamknięciu handlu w Warszawie, na pozostałych giełdach wyprzedaż znacznie przyspieszyła. To jest pierwszy czynnik, który sprawił, że notowania w Warszawie zaczęły się od 2,5-proc. spadku WIG20.

Sprawę pogarsza sytuacja z USA, gdzie – prawdopodobnie na skutek zleceń stop-loss lub błędu maklera (albo jednego i drugiego razem) w trakcie sesji Dow Jones spadał nawet o 9,2 proc. Niejedno serce mogło zabić mocniej na taki widok, ale skończyło się na stracie trzykrotnie mniejszej. Oczywiście za sukces uznać tego nie można. Tym bardziej, że na rynkach azjatyckich wyprzedaż była kontynuowana, a NIKKEI stracił kolejne 3 proc. Wyprzedaż była też kontynuowana na rynku złotego – euro podrożało już do 4,20PLN, a dolar do 3,31 PLN.

Sytuacja jest więc bardzo nerwowa, o czym wiedzą już decydenci. W pilnym trybie zwołano telekonferencję państw G7, która ma radzić nad obecną sytuacją, choć trudno oczekiwać od tego ciała konkretnych działań. Amerykańska SEC zapowiedziała śledztwo w sprawie tąpnięcia Dow Jonesa, ale ono także niewiele raczej wniesie. Co więc może zmienić sytuację? Wygląda na to, że jedynym ratunkiem dla posiadaczy „ryzykownych aktywów” są dzisiejsze dane z rynku pracy w USA, po którym oczekuje się utworzenia 200 tys. miejsc pracy w amerykańskiej gospodarce. Kolejną szansę stwarza… weekend.

Co prawda spora część inwestorów – zgodnie z regułami gry w takich sytuacjach – może zechcieć pozbyć się akcji przed przerwą w notowaniach, ale warto pamiętać, że w ostatnich tygodniach to właśnie perspektywa uchwalenia weekendowych planów pomocy (dla Grecji) odbierała podaży chęć do działania. Nie są to oczywiście silne podstawy do oczekiwania zatrzymania spadków i być może najpoważniejszym argumentem jest wyprzedanie rynków akcji.

Doświadczenie podpowiada, że po silnie ujemnym otwarciu mogą pojawić się inwestorzy grający pod odbicie, a nawet uważający obecną przecenę za okazję do zakupów długoterminowych. Ale wiadomo też, że wielu inwestorów kierować się dziś będzie przede wszystkim emocjami, zatem prognozować wyników dzisiejszej sesji nie można, poza dość oczywistym stwierdzeniem – nerwów dziś nie zabraknie.

Emil Szweda

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj