Spokojnie, to tylko awaria. Ameryka się nie roztrzaska przez przełożenie głosowania nad zadłużeniem. Rynki trochę pocierpią, ale potem im przejdzie. Wszystko dobrze się skończy, choć dziś dobrze nie wygląda. Bykom na Wall Street w czwartek energii wystarczyło do podniesienia indeksów o 0,8 proc. jedynie przez pierwsze dwie godziny. Zabrakło siły do utrzymania ich na tym poziomie. W drugiej połowie sesji oddawały zdobyte punkty.

Spokojnie, to tylko awaria. Ameryka się nie roztrzaska przez przełożenie głosowania nad zadłużeniem. Rynki trochę pocierpią, ale potem im przejdzie. Wszystko dobrze się skończy, choć dziś dobrze nie wygląda.

Bykom na Wall Street w czwartek energii wystarczyło do podniesienia indeksów o 0,8 proc. jedynie przez pierwsze dwie godziny. Zabrakło siły do utrzymania ich na tym poziomie. W drugiej połowie sesji oddawały zdobyte punkty. Początkowo paliwa zwyżce dostarczały chęć odreagowania środowego tąpnięcia i wspierające ją lepsze niż się spodziewano dane makroekonomiczne. To jednak wciąż dane lepsze niż oczekiwano, ale trudno uznać je za optymistyczne. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazała się minimalnie niższa niż 400 tys. Ale to nie stanowi przełomu na rynku pracy. Indeks umów kupna domów zwiększył się w czerwcu o 2,4 proc., choć nie oczekiwano jego poprawy. Ale czy można mówić o poprawie, skoro przed miesiącem wzrósł o 8,2 proc.?

Nic dziwnego, że potencjał zwyżki szybko się wyczerpał i powróciły obawy związane z limitem zadłużenia. Chyba nie ma już inwestora, który nawet przebudzony w środku nocy nie byłby w stanie wyrecytować, o co w tym wszystkim chodzi. W czwartek żadne nowe elementy się nie pojawiły. Głosowanie w Izbie Reprezentantów, zapowiedziane na późną noc, także niewiele mogło wnieść. I nie wniosło, bo się nie odbyło. Trudno jednak było liczyć, że politycy przez tyle czasu twardo idący na czołowe zderzenie, nagle zahamują lub skręcą w bok, czyli dojdą do porozumienia. Gdyby inwestorzy na Wall Street w to wierzyli, pewnie indeksy skoczyłyby przynajmniej drugie tyle, co nasz WIG20. Tymczasem skończyło się nie na zwyżce, ale na spadku. Dow Jones stracił 0,5 proc., a S&P500 zniżkował o 0,3 proc., zatrzymując się na  poziomie 1300 punktów.

Obraz rynku w dalszym ciągu jest niedźwiedzi. Inwestorzy, a może przede wszystkim Amerykanie, pozostający na garnuszku rządu, nadal nerwowo odliczają ile dni zostało do 2 sierpnia, a politycy dalej grają twardzieli. Rynki nie lubią jednak westernów. Dobrze zapamiętają tę lekcję i wyciągną z niej wnioski. Rachunek zapłacą kowboje z Waszyngtonu, w postaci wyższych odsetek od dolarów pożyczanych na whisky, rewolwery i konie.

Oprócz budżetowych zawirowań dziś inwestorzy będą mieli szansę zareagować na informacje o dynamice amerykańskiej gospodarki w drugim kwartale, wielkości wskaźnika aktywności przemysłu w rejonie Chicago oraz wartości indeksu nastrojów konsumentów. W przypadku dwóch ostatnich oczekuje się wyników gorszych niż przed miesiącem. Analitycy liczą, że PKB zwiększył się o 1,9 proc.

Dziś na giełdach azjatyckich przeważały spadki. Po około 1 proc. na godzinę przed końcem sesji spadały indeksy w Hong Kongu i na Tajwanie. Nikkei szedł w dół o 0,8 proc. Shanghai B-Share zniżkował o 0,3 proc., a Shanghai Composite o 0,4 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy spadały rano po 0,6 proc., pokazując, co rynki myślą o przełożeniu głosowania. W Europie nie będzie przyjemnie.

Roman Przasnyski

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj