Mizerne obroty na warszawskim parkiecie nie zapobiegły spadkom cen akcji. Podczas gdy Amerykanie przy indyku wyliczali powody swojej wdzięczności, rentowność włoskich obligacji wróciła powyżej 7 proc., a polskich przekroczyła 6 proc. Nieobecność inwestorów z USA na światowych rynkach przełożyła się na znacznie niższe od przeciętnych obrotów na europejskich parkietach, ale w rzadnym wypadku nie dała inwestorom odetchnąć od natłotku negatywnych informacji. 

Mizerne obroty na warszawskim parkiecie nie zapobiegły spadkom cen akcji. Podczas gdy Amerykanie przy indyku wyliczali powody swojej wdzięczności, rentowność włoskich obligacji wróciła powyżej 7 proc., a polskich przekroczyła 6 proc.
 
Nieobecność inwestorów z USA na światowych rynkach przełożyła się na znacznie niższe od przeciętnych obrotów na europejskich parkietach, ale w rzadnym wypadku nie dała inwestorom odetchnąć od natłotku negatywnych informacji. Wprawdzie makroekonomiczne dane z Niemiec i Wielkiej Brytanii o dynamice PKB w III kw. okazały się zgodne z oczekiwaniami ekonomistów (+0,5 proc. kw/kw, 2,5 proc. r/r w Niemczech, a w Wielkiej Brytanii o 0,5 proc. kw./kw oraz 0,5 r/.r, ale fundamenty od kilku tygodni są traktowane jako wiadomości mniejszej wagi, ponieważ pod znakiem zapytania stoi przyszłość strefy euro. 
 
W czwartek po południu, gdy Amerykanie ze wschodniego wybrzeża kończyli faszerować indyki na Dzień Dziękczynienia, inwestorzy w Europie wsłuchiwali się podsumowanie dzisiejszego spotkania przywódców Francji, Niemiec i Włoch. Budowane od porannych godzin przez agencje informacyjne oczekiwania, jakoby miałoby dojść do porozumienia w sprawie emisji euroobligacji, pomogły w przedpołudniowych godzinach odbić się kursowi euro względem dolara (z 1,332 do 1,341 USD), a na niektórych europejskich rynkach akcji pomogły wypracować indeksom blisko dwuprocentowe wzrosty. Okazały się jendak pozbawione podstaw, bo po wymianie uprzejmości nakreśleniu wspólnego celu w postaci silnej wspólnej waluty przez trio Merkel, Sarkozy, Monti, z ust kanclerze Niemiec padły w końcu słowa, które nie pozostawiają wątpliwości, że przywódcy największych gospodarek Europy robią dobrą minę do złej gry. Angela Merkel stwierdziła, że jest zdecydowanie przeciwko emisji wspólnych euroobligacji, które w praktyce przeniosłyby na niemieckich obywateli koszty ratowania innych państw. 
Kilkanaście minut później euro było najtańsze od początku października. W przeliczeniu na złote osiągnęło o godz. 16 poziom 4,50 PLN, dolar podrożał do 3,37 PLN, a frank do 3,66 PLN. Przestawiciele poskiego banku centralnego są zdania, że w razie dalszego osłabiania złotego, konieczne będą bardziej zdecydowane interwencje NBP na rynku walutowym, m.in. po to by zapobiec zjawisku importowania inflancji. WIG20 ok. godzinę przed końcem sesji w Warszawie spadał przy niewielkich obrotach o 1,3 proc. i był w czołówce najsłabszych indeksów rynków akcji. 
 
Najnowszy odcinek niekończącego się tasiemca, w którym główne role odgrywają agencje ratingowe, sponsorowany był przez agencje Fitch i Standard&Poor’s oraz Portugalię i Japonię – Fitch zdegradował ocenę Portugalii do poziomu śmieciowego, a szef działu ratingów kredytowych w S&P stwierdził, że z dnia na dzień pogarsza się kondycja budżetu Japonii, co może wkróce doprowadzić do obniżki jej ratingu. Warto zauważyć w tym kontekście, że w czwartek tokijski indeks NIKKEI znalazł się najniżej od marca 2009 r., kiedy to na całym świecie rozpoczął się okres odrabiania strat po pierwszej fazie kryzysu.
 
 
Łukasz Wróbel

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj