Tak naprawdę to nie było nadmiernej niespodzianki – w weekend oficjalnie zatwierdzono pomoc dla Irlandii w wysokości 85 mld EUR, z czego tak naprawdę trzeba mówić o 67,5 mld EUR, gdyż 17,5 mld EUR wyłożą sami Irlandczycy. Co ciekawe „wkład” Unii Europejskiej to jedyne 45 mld EUR, z czego tylko pewna część zostanie uruchomiona ze specjalnego Europejskiego Finansowego Funduszu Stabilizacyjnego i to razem z kredytami Wielkiej Brytanii, Danii i Szwecji
Tak naprawdę to nie było nadmiernej niespodzianki – w weekend oficjalnie zatwierdzono pomoc dla Irlandii w wysokości 85 mld EUR, z czego tak naprawdę trzeba mówić o 67,5 mld EUR, gdyż 17,5 mld EUR wyłożą sami Irlandczycy. Co ciekawe „wkład” Unii Europejskiej to jedyne 45 mld EUR, z czego tylko pewna część zostanie uruchomiona ze specjalnego Europejskiego Finansowego Funduszu Stabilizacyjnego i to razem z kredytami Wielkiej Brytanii, Danii i Szwecji.
Oprocentowanie pożyczki może wahać się pomiędzy 5,8-6,0 proc. (Grecja miała 5 proc.), także nie jest małe. Plusem jest jednak to, że Irlandia dostała dodatkowy rok na obniżenie swojego deficytu do poziomu poniżej 3 proc. (do 2015 r.). Czy jednak są to informacje, które mogą rzeczywiście uspokoić rynki? Oficjele zdają się twierdzić, że tak, ale na rynku optymizmu zbytnio nie widać. Raczej jest dość duża ostrożność.
Nadal mówi się o ryzyku dla Portugalii i Hiszpanii (w końcu ubiegłego tygodnia pojawiły się szacunki, że ewentualna pomoc dla obu tych krajów mogłaby przekroczyć 450 mld EUR. Stąd też skutecznym sposobem na powstrzymanie nerwowości na rynkach byłoby tylko zwiększenie deklarowanej puli w Europejskim Finansowym Funduszu Stabilizacyjnym z 750 mld EUR do 1 bln EUR, lub więcej. O ewentualności podwyższenia tej kwoty wspominał w czwartek Axel Weber z ECB. Wydaje się, że to uspokoiłoby inwestorów, bo dałoby pewny rodzaj gwarancji, że środków wystarczy dla wszystkich potrzebujących, którzy się po nie zgłoszą. Oczywiście w tym momencie zupełnie abstrahujemy od kosztów, którymi zostałaby obciążona cała Europa w przyszłości…
Dzisiaj kalendarz danych makro jest pusty. Warto będzie zwrócić uwagę na prezentację wskaźników nastrojów i prognoz Komisji Europejskiej. Niewykluczone też, że poznamy więcej szczegółów porozumienia pomiędzy Niemcami, a Francją w kwestii nowego mechanizmu ratunkowego dla krajów strefy euro. Zakłada on, że dług emitowany po 2013 r. będzie częściowo spłacany przez prywatnych właścicieli, jeżeli emitent ogłosiłby niewypłacalność. Nietrudno się domyśleć, że nieszczególnie podoba się to rynkom finansowym.
EUR/PLN: Złoty zyskał niewiele po informacjach o Irlandii. Nadal kluczowy pozostaje poziom 4,0150 jako wsparcie, a kolejny jest test 4,00. Wydaje się, że utrzymamy się dłużej powyżej „czwórki”. Zaplanowane na jutro publikacje danych o PKB i szacunki inflacji, oraz PMI dla Polski w środę, ustąpią miejsca globalnym czynnikom. I tak do obaw o strefę euro trzeba też dodać napiętą sytuację gospodarczą na Węgrzech i polityczną wokół obu Korei. Wydaje się, że w perspektywie do jutra powinniśmy ponownie testować poziom 4,05 i może być on złamany. To otworzy drogę do ruchu na 4,08-4,10 w kolejnych dniach.
USD/PLN: Po silnej zwyżce z piątku dzisiaj mamy nieznaczną korektę. Silne wsparcie to 3,02 i dalej 3,00. Wydaje się, że już 3,02 spełni swoją rolę i kolejne godziny przyniosą skuteczny atak na piątkowy szczyt na 3,06-3,07. W perspektywie najbliższych dni realne staje się naruszenie poziomu 3,10.
EUR/USD: Trend spadkowy nadal jest wyraźny, a rejon 1,3330 staje się coraz ważniejszym oporem. Dzisiaj rano rynek ustanowił nowe lokalne minimum w rejonie 1,3180 i wydaje się, że w kolejnych godzinach może on zostać pogłębiony. Generalnie zmierzamy w stronę 1,2950-1,3000 do końca tygodnia.
GBP/USD: Trend spadkowy nabiera tempa. W piątek doszło do złamania istotnego wsparcia na 1,5650, które teraz stanie się mocnym oporem. W perspektywie do końca tygodnia możemy spaść w okolice 1,5350-1,54 wyznaczane przez minima z przełomu sierpnia i września b.r.