Notowania w Europie zaczną się od spadków – to kara za naiwną wiarę, że czwartkowe głosowania w Kongresie przybliżą rozwiązanie problemu limitu zadłużenia USA. Ale kara nie będzie dotkliwa. Wczorajsza sesja w USA zakończyła się niewielkim spadkiem indeksów, choć początek był bardzo obiecujący. Do zwyżek po otwarciu przyczyniły się lepsze od oczekiwanych dane makro (spadek liczby wniosków o zasiłki, wzrost oczekiwanej liczby umów kupna/sprzedaży domów) i niektóre raporty kwartalne (zwłaszcza prognoza Du Ponta).
Notowania w Europie zaczną się od spadków – to kara za naiwną wiarę, że czwartkowe głosowania w Kongresie przybliżą rozwiązanie problemu limitu zadłużenia USA. Ale kara nie będzie dotkliwa.
Wczorajsza sesja w USA zakończyła się niewielkim spadkiem indeksów, choć początek był bardzo obiecujący. Do zwyżek po otwarciu przyczyniły się lepsze od oczekiwanych dane makro (spadek liczby wniosków o zasiłki, wzrost oczekiwanej liczby umów kupna/sprzedaży domów) i niektóre raporty kwartalne (zwłaszcza prognoza Du Ponta). Na koniec sesji siły opuściły kupujących i początkowy wzrost o 0,9 proc. S&P zamienił na stratę 0,3 proc. (czwarty spadek z kolei).
W Azji nastroje były słabe przez większą część dnia. Kospi stracił 0,9 proc., a Nikkei 0,7 proc. Urząd statystyczny Korei podał, że produkcja przemysłowa wzrosła o 6,4 proc. w czerwcu – to najsłabszy wynik od trzech kwartałów. Z kolei w Japonii do zniżek przyczyniły się notowania eksporterów takich jak Sony (po obniżeniu prognoz), Nintendo (spadek o 21 proc., największy od 21 lat) czy TDK (po spadku zysku o ponad 80 proc.). Tymczasem już po zakończeniu handlu w Seulu, Tokio i Osace, indeks giełdy w Szanghaju nieoczekiwanie podniósł się z 1 proc. straty do 0,2 proc. wzrostu, a przyczyny napływu optymizmu pozostały nieznane w chwili pisania komentarza.
Europejskie parkiety mogą mieć przed sobą trudny poranek, ponieważ przyjdzie im zapłacić cenę za wczorajszą naiwność. Początek sesji w USA wywołał optymizm na Starym Kontynencie, inwestorzy kupowali akcje licząc na przełamanie spadkowej serii na Wall Street. Ten optymizm trzeba będzie dziś skorygować. Po drugie, przed rozpoczęciem notowań Moodys zagroziła obniżeniem ratingu Hiszpanii. Biorąc pod uwagę, że rentowność hiszpańskich obligacji przewyższa rentowność np. polskich papierów (z niższym ratingiem) trudno uznać krok Moodys za niespodziewany, ale mimo to może on mieć pewien negatywny wpływ na nastroje. Z drugiej strony dane o 6,2-proc. wzroście wydatków detalicznych w Niemczech mogą łagodzić napięcia na rynku.
Jednym z rynków, które najbardziej dały się ponieść popytowi w końcówce wczorajszej sesji był parkiet warszawski. Co warte podkreślenia, znacznie poprawiło to sytuację techniczną WIG20 – indeks blue chips rano przetestował dołki trendu spadkowego zanotowane w poprzednim tygodniu, a po południu silnym zwyżkom towarzyszyły wyraźnie zwiększone obroty. Jednak ze względu na fałszywą przesłankę stojącą za zwyżką mimo wszystko można oczekiwać raczej korekty niż kontynuacji zwyżek. Tym samym indeks pozostaje w pewnym zawieszeniu – przełamanie dołków (2 660 pkt) skazywałoby go na dalsze spadki, zaś wzrost powyżej 2 750 pkt dałby szansę na wyrwanie się z kanału spadkowego. Wszystko co dzieje się pomiędzy nie ma znaczenia dla średniego terminu.
Dziś inwestorzy oczekiwać będą na dane o dynamice PKB w USA za II kwartał. Oczekiwany jest wzrost o 1,8 proc. po wzroście o 1,9 proc. w I kwartale. Wcześniej – przed sesją w Europie – poznamy dynamikę wydatków konsumentów we Francji, a w ciągu dnia napłyną raporty kwartalne Chevronu i Totalu. Głównym driverem rynkowym pozostaną jednak losy zadłużenia USA, kongresowi zostały cztery dni by znaleźć rozwiązanie problemu, ale sądząc po coraz bardziej zjadliwych międzynarodowych komentarzach (wczoraj ze strony MFW, dziś chińskiej agencji prasowej) los dolara jako głównej waluty rezerwowej świata jest przesądzony bez względu na dalsze tempo prac kongresmenów.
Emil Szweda