Tak silnych wrażeń Wall Street nie dostarczyła inwestorom od ponad 20 lat. Niezależnie od przyczyn potężnego, choć krótkotrwałego czwartkowego tąpnięcia indeksów za oceanem, trzeba będzie trochę czasu, by sytuacja wróciła do normy. Trwający ponad rok trend wzrostowy został poważnie „naruszony”. Ten impuls może zapoczątkować dłuższy okres schłodzenia giełdowej koniunktury. Tym bardziej, że powodów do spadku nie brakuje. W krótkim terminie można liczyć na odreagowanie, jednak ryzyko kupowania akcji jest spore.
Tak silnych wrażeń Wall Street nie dostarczyła inwestorom od ponad 20 lat. Niezależnie od przyczyn potężnego, choć krótkotrwałego czwartkowego tąpnięcia indeksów za oceanem, trzeba będzie trochę czasu, by sytuacja wróciła do normy.
Trwający ponad rok trend wzrostowy został poważnie „naruszony”. Ten impuls może zapoczątkować dłuższy okres schłodzenia giełdowej koniunktury. Tym bardziej, że powodów do spadku nie brakuje. W krótkim terminie można liczyć na odreagowanie, jednak ryzyko kupowania akcji jest spore.
Polska GPW
Inwestorzy na warszawskim parkiecie rozpoczęli dziś handel pod sporym wrażeniem czwartkowej mocnej przeceny na Wall Street. WIG20 oraz indeks szerokiego rynku traciły na otwarciu po 2,5 proc. Wskaźnik średnich spółek zniżkował o 2,2 proc., a sWIG80 aż o 2,7 proc. Nastroje jednak stopniowo się poprawiały i skala przeceny wyraźnie się zmniejszała. Po dwóch godzinach handlu indeks największych firm tracił około 1,5 proc., pozostałe wskaźniki jednak nie podążały jego śladem. W pierwszych minutach notowań walory niemal wszystkich spółek, wchodzących w skład WIG20 zniżkowały po 2,5-3 proc., z czasem jednak chętnych do kupna tak przecenionych walorów przybywało i notowania poszły nieco w górę.
Druga faza poprawy nastrojów pojawiła się wraz z informacjami o zatwierdzeniu pomocy da Grecji przez niemiecki parlament, anulowaniu części czwartkowych transakcji na Wall Street oraz wzrostem kontraktów na amerykańskie indeksy. Na tle parkietów europejskich nasze główne indeksy radziły sobie stosunkowo dobrze. Początek dzisiejszej sesji w Stanach Zjednoczonych znów był jednak bardzo nerwowy, co wpłynęło na powrót gorszych nastrojów na końcowym fixingu. Ostatecznie WIG20, WIG i mWIG40 straciły po 2,5 proc., a wskaźnik najmniejszych spółek zniżkował o 2,7 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły prawie 2,4 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Czwartkowa sesja za oceanem na długo zapisze się w pamięci inwestorów i giełdowych annałach. Ostatecznie Nasdaq stracił „tylko” 3,4 proc., a Dow Jones i S&P500 po 3,2 proc. Ten ostatni przez moment tracił niemal 100 punktów, cofając się do poziomu najniższego od 8 lutego, czyli o dwa miesiące w kilka chwil. Zamknięcie wypadło na poziomie najniższym od 4 marca, czyli od nieco ponad miesiąca. Dow Jones w ciągu minut tracił 993 punkty. Gdyby w tym momencie sesję zakończono, w statystykach mielibyśmy spadek indeksów o 9 proc. Na gorąco trudno wyjaśnić tak potężne wahania, jednak z pewnością nie był to efekt paniki, lecz błędnego zlecenia lub automatycznego uruchomienia się zleceń sprzedaży z mechanicznych systemów transakcyjnych.
Oczywiście pojawia się pytanie, czy to skutek błędu, czy celowego działania. Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych już się sprawą zajęła, ale tak, czy inaczej mocno zastanawia zbieżność w czasie tąpnięcia na Wall Street z równie gwałtownym i krótkotrwałym osłabieniem euro na rynku walutowym. Oba wydarzenia miały miejsce mniej więcej w tym samym momencie.
Niepokój przeniósł się na parkiety azjatyckie. Jedynym miejscem, w którym inwestorzy zignorowali to, co działo się na świecie, była Korea. Japoński Nikkei zniżkował o 3,1 proc. W ciągu dwóch tygodni stracił prawie 9 proc. Shanghai B-Share spadł dziś o 3,2 proc., a Shanghai Composite o 1,9 proc.
Sesja na głównych europejskich parkietach zaczęła się od sporej przeceny. Indeks w Paryżu tracił ponad 3 proc. We Frankfurcie i Londynie wskaźniki spadały po około 2 proc. Sytuacja jednak w ciągu dnia wyraźnie się poprawiła i wczesnym popołudniem CAC40 zniżkował już tylko o 0,8 proc., a DAX 0,6 proc. Jedynie londyński FTSE pogłębił spadek do 2,4 proc. Inwestorzy zareagowali w ten sposób na wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii. Wygrana konserwatystów nie gwarantuje im możliwości samodzielnego utworzenia rządu. Indeks w Atenach zniżkował o 0,8 proc., zaś w Madrycie rósł o 1,4 proc.
Bardzo słabo zachowywał się turecki ISE, który tracił 3,5 proc. Po raz kolejny o ponad 5,5 proc. w dół szedł indeks w Bukareszcie. Końcówka sesji znów przyniosła pogorszenie się nastrojów. Nerwowo początek notowań za oceanem nie sprzyjał posiadaczom akcji. Tuż po godzinie 16.00 CAC40 tracił 3,5 proc. DAX zniżkował o 1,2 proc., a FTSE szedł w dół o 3 proc.
Waluty
Czwartek przejdzie do historii jako jeden z gorszych dni dla wspólnej waluty. Nawet jeśli nie liczyć chwilowego tąpnięcia, które sprowadziło kurs euro do 1,252 dolara. Zakończenie handlu na poziomie niewiele powyżej 1,26 dolara i tak robi wystarczająco silne wrażenie i oznacza spadek o ponad 2 centy w ciągu dnia. Dziś rano euro przystąpiło do odrabiania strat, jednak przed południem szczytem możliwości okazało się dotarcie do 1,279 dolara.
Po silnej czwartkowej deprecjacji, dziś nasza waluta nieco się umocniła. Po tym, jak w czwartek wieczorem kurs dolara dotarł do 3,266 zł, dziś przez większą część dnia poruszał się między 3,22 a 3,24 zł. Za euro trzeba było płacić od 4,12 do 4,14 zł, czyli o 2-4 grosze mniej niż w czwartek. Frank przez moment zbliżył się dziś do poziomu 3 zł, jednak można go było kupić po 2,91-2,93 zł.
Podsumowanie
Inwestorzy w Warszawie nie dali się zbyt mocno ponieść emocjom, jakie miały miejsce w czwartkowy wieczór na Wall Street. Nawet pierwsze „uderzenie” podaży na początku sesji nie było nadmiernie silne. Po jego przetrwaniu sytuacja zaczęła się poprawiać, co można interpretować jako przejaw opanowania. Z tym było jednak nie najlepiej w trakcie poprzednich sesji, może więc właśnie dlatego dziś reakcja była w miarę stonowana i pojawili się nawet chętni do kupowania akcji. Można mieć nadzieję, że przyszły tydzień będzie już znacznie bardziej spokojny, choć o powrocie do hossy można raczej na razie zapomnieć.
Roman Przasnyski