Nie licząc krótkiego szarpnięcia rynku między godziną 10 a 11, GPW nie działo się dziś zbyt wiele, a amplituda wahań WIG20 wyniosła ok. 12 punktów. Około dziesiątej WIG20 zdołał zbliżyć się do poziomu wczorajszego zamknięcia i było to maksimum możliwości kupujących. Przez kolejną godzinę indeks wrócił do punktu wyjścia i na dobrą sprawę na tym notowania się zakończyły. Sesji towarzyszyły zmniejszone obroty, najniższe od miesiąca. Nie można więc mówić o jakiejkolwiek nerwowej reakcji inwestorów.
Nie licząc krótkiego szarpnięcia rynku między godziną 10 a 11, GPW nie działo się dziś zbyt wiele, a amplituda wahań WIG20 wyniosła ok. 12 punktów. Około dziesiątej WIG20 zdołał zbliżyć się do poziomu wczorajszego zamknięcia i było to maksimum możliwości kupujących.
Przez kolejną godzinę indeks wrócił do punktu wyjścia i na dobrą sprawę na tym notowania się zakończyły. Sesji towarzyszyły zmniejszone obroty, najniższe od miesiąca. Nie można więc mówić o jakiejkolwiek nerwowej reakcji inwestorów.
Podłożem do spadku cen był rodzaj międzynarodowego kaca po poniedziałkowej euforii wywołanej uchwaleniem planu finansowania państw, które mają problemy z obsługą zadłużenia, ale już dziś pojawia się pytanie – co dalej? Nie ulega bowiem wątpliwości, że choć w tym momencie plan pomocowy był niezbędny, by uniknąć chociażby bankructwa Grecji przed końcem maja, to jest też rozwiązaniem niewystarczającym, by zapewnić rozwój gospodarce europejskiej.
Zresztą – co może miało znacznie większy wpływ na przebieg dzisiejszych notowań – wczorajsze zwyżki były tak potężne, że część inwestorów nie wahała się przed realizacją zysków. IBEX zyskiwał wczoraj 14 proc., a dziś spadł o 5,8 proc. O 3,7 proc. spadł BUX, który wczoraj zyskiwał ponad 11 proc. W takim towarzystwie zarówno wczorajsza, jak i dzisiejsza reakcja GPW na zmieniające się warunki międzynarodowe, może uchodzić za stonowaną.
Ponieważ brakowało dziś istotnych publikacji makro, rynek przykładał większą wagę do wypowiedzi ekonomistów i analityków, którzy mniej więcej zgodnie przyznają, że Europie wciąż sporo brakuje do wyjścia z kłopotów. Inwestorzy muszą jednak rozważyć sami, czy ostatnie nerwowe ruchy były tylko korektą w trendzie, czy też oznaczają jego zakończenie.
Rynek walutowy nie daje gotowej odpowiedzi. Euro wróciło dziś w okolice 1,27 USD, ale wskaźniki techniczne wskazują na nadmierne wyprzedanie wspólnej waluty – jej wzrostowa korekta nadal jest możliwa. W efekcie spadku euro do dolara, kurs zielonego wzrósł do 3,18 PLN to jest o 1,5 proc. Euro podrożało o 0,7 proc. do 4,04 PLN, a frank o 1,5 proc. do 2,87 PLN.
Choć przyszłość giełd pozostaje pewną niewiadomą, to inwestorzy na rynkach surowcowych dość czytelnie dają do zrozumienia co sądzą o obecnej sytuacji. Złoto podrożało dziś o 1,6 proc. (mimo wzrostu dolara) do 1223 USD za uncję i brakowało tylko dolara do wyrównania historycznego rekordu notowań z grudnia. Można to interpretować tylko jako wyraz obaw przed nową polityką ECB (wcześniej praktykowaną już przez Fed i Bank Anglii) – skup obligacji skarbowych, nawet jeśli ma charakter interwencyjny, jest kuszeniem inflacji. Miedź potaniała dziś o 1,8 proc., a ropa o 1,2 proc.
Emil Szweda