Grudzień upływa pod znakiem bardzo niskiej zmienności. Może to i nieco nużące, ale przecież w mijającym roku emocji nie brakowało. Dziś nie należy się spodziewać ich powrotu. Indeksy na Wall Street wciąż rosną i biją kolejne rekordy, o ile pełzanie po 0,1-0,2 proc. można nazwać wzrostami. Ale takie mamy czasy i trzeba się cieszyć z tego, co jest. Gdy wskaźniki spadały lub rosły po kilka procent na sesji, narzekaliśmy na zbyt dużą zmienność. Doczekaliśmy się więc i małej. Wszystko wskazuje na to,

Grudzień upływa pod znakiem bardzo niskiej zmienności. Może to i nieco nużące, ale przecież w mijającym roku emocji nie brakowało. Dziś nie należy się spodziewać ich powrotu.

Indeksy na Wall Street wciąż rosną i biją kolejne rekordy, o ile pełzanie po 0,1-0,2 proc. można nazwać wzrostami. Ale takie mamy czasy i trzeba się cieszyć z tego, co jest. Gdy wskaźniki spadały lub rosły po kilka procent na sesji, narzekaliśmy na zbyt dużą zmienność. Doczekaliśmy się więc i małej. Wszystko wskazuje na to, że do końca roku nic bykom nie grozi. Być może S&P500 da radę pokonać kolejną psychologiczną barierę, czyli 1260 punktów.

We wtorek zabrakło do tego zaledwie 1,5 punktu. I chyba nie dane makroekonomiczne grały wczoraj pierwszoplanową rolę. Gdyby tak było, sesja zaczęłaby się od zniżki, bo informację o nieoczekiwanym spadku cen domów w największych amerykańskich miastach opublikowano jeszcze przed rozpoczęciem handlu. Tymczasem indeksy pod kreskę zepchnęła równie niekorzystna informacja o spadku wskaźnika optymizmu konsumentów. Zniżka nie była zbyt duża i nie trwała zbyt długo. Końcówkę notowań trudno nazwać zrywem byków, ale finisz mogą zapisać na swoje konto.

Ciekawie działo się na innych rynkach. Od wtorkowego południa zaczęło się bardzo dynamiczne umocnienie amerykańskiej waluty. W ciągu kilku godzin kurs euro spadł z 1,327 do 1,309 dolara. Powodów tej siły trudno się doszukać w jakichkolwiek informacjach lub wydarzeniach gospodarczych. A jeszcze bardziej intrygujące jest to, że tak znaczne umocnienie się dolara nie przeszkodziło solidnie rosnąć surowcom. Za baryłkę ropy trzeba było wieczorem płacić ponad 94 dolary.

Kontrakty na miedź pobiły kolejny rekord wszechczasów. Nawet niemrawo zachowujące się ostatnio ceny złota wystrzeliły o 1,6 proc. w górę, pokonując ponownie poziom 1400 dolarów za uncję. Jednoczesne umocnienie się amerykańskiej waluty i wzrost cen złota zwykle świadczy o ucieczce inwestorów od ryzyka. Tylko że wczoraj żadnego ryzyka nie było widać. Poza tym, które widoczne jest od dawna.

Dziś na giełdach azjatyckich powiało niewielkim optymizmem. Większość indeksów szła w górę o 0,5-0,7 proc. Nikkei zwyżkował o 0,5 proc., Shanghai Composite o 0,7 proc., zaś liderem wzrostów był Hong Kong, gdzie wskaźnik wzrósł o 1,3 proc.

Kontrakty na europejskie i amerykańskie indeksy każą się spodziewać dobrego początku notowań na giełdach. Po osłabieniu na wtorkowym fixingu, nasze indeksy dziś powinny odrabiać straty.

Roman Przasnyski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj