Akcje w USA, Europie, a w poniedziałek również w Azji drożały po danych z USA, ale nie przesadzajmy z optymizmem. Gdyby amerykański rynek pracy miał ożywiać się w obecnym tempie, powrót do stanu sprzed recesji zająłby ok. 100 miesięcy. W poniedziałek inwestorzy w Azji nadrabiali dystans do pozostałych światowych rynków akcji, które na zakończenie ubiegłego tygodnia reagowały na dane o bezrobociu w USA. Dzisiejsza sesja w Europie najprawdopodobniej nie będzie przebiegać
Akcje w USA, Europie, a w poniedziałek również w Azji drożały po danych z USA, ale nie przesadzajmy z optymizmem. Gdyby amerykański rynek pracy miał ożywiać się w obecnym tempie, powrót do stanu sprzed recesji zająłby ok. 100 miesięcy.
W poniedziałek inwestorzy w Azji nadrabiali dystans do pozostałych światowych rynków akcji, które na zakończenie ubiegłego tygodnia reagowały na dane o bezrobociu w USA. Dzisiejsza sesja w Europie najprawdopodobniej nie będzie przebiegać dynamicznie, ponieważ na większości parkietów inwestorzy zdążyli zareagować na lepsze od oczekiwań ekonomistów dane z rynku pracy w USA, a w poniedziałek, oprócz odczytu indeksu Sentix, nie spodziewamy się żadnych istotnych danych makroekonomicznych.
Nieobecność inwestorów zza oceanu zapewne przełoży się na spadek obrotów na wszystkich rynkach (w USA i Kanady obchodzony jest dzisiaj Dzień Pracy). Warto zastanowić się, czy nie wykorzystać tej okazji do manewru wyprzedzającego w postaci realizacji krótkoterminowych zysków, gdyż jeśli podczas długiego weekendu Amerykanie dobrze przyjrzą się piątkowym danym, może okazać się, że ostatnie powody do optymizmu były lekko naciągane. Jednym z sygnałów ostrzegawczych może być brak reakcji jena, który w przeciwieństwie do kursów euro czy złotego, względem dolara pozostał na dotychczasowym poziomie w okolicy kilkunastomiesięcznych rekordów.
Niepodważalnym faktem jest, że w sierpniu sytuacja na amerykańskim rynku pracy była lepsza od prognoz ekspertów, ale to jeszcze nie to samo, co dobra sytuacja. Podstawowa stopa bezrobocia wzrosła do 9,6 proc. (z 9,5 proc.), a szerszy wskaźnik (obejmujący m.in. osoby, które z braku odpowiednich ofert, zamiast pracować na pełny etat, podejmują pracę w niepełnym wymiarze czasu) wynosi 16,7 proc. Sektor prywatny, który w lipcu stworzył 107 tys. miejsc pracy, w sierpniu dodał ich o 40 tys. mniej (67 tys.), ale o 27 tys. więcej niż szacowali ekonomiści, i to właśnie było głównym źródłem optymizmu, ponieważ to w rękach prywatnych przedsiębiorców leżą losy największej gospodarki świata.
Mało kto zwrócił uwagę, że w tych 67 tys. nowych posadach, 17 tys. stanowiły prace tymczasowe, które podobnie, jak te powstałe w sektorze rządowym przy sporządzaniu spisu powszechnego, tylko na kilka tygodni pozwalają pracownikom wyrwać się z bezrobocia, a kolejne 10 tys. stanowili pracownicy z branży budowlanej powracający w sierpniu do pracy po rozpoczętych w czerwcu strajkach lub przymusowych przerwach.
Nie należy jednak mylić ożywienia w sektorze prywatnym z poprawą sytuacji na rynku pracy, ponieważ liczba etatów poza sektorem rolniczym w USA spadła w sierpniu o ok. 54 tys., za sprawą cięć w sektorze budżetowym (zlikwidowano 117 tys. posad tymczasowych i 7 tys. trwały etatów). Jeśli w kolejnych miesiącach podobnie, jak w sierpniu będą słabły zarówno sektor prywatny, jak i rządowy, wówczas w kolejnych miesiącach na niewiele zdadzą się statystyczne nieprzejrzyste korekty demograficzne (które w ostatnim miesiącu dodały 115 tys. miejsc pracy na podstawie różnicy urodzeń i zgonów).
Łukasz Wróbel
Zobacz także:
– GPW nowym partnerem projektu „Łowcy Biznesu”
– Sytuacja na parkietach amerykańskich
– Spokojny początek tygodnia na rynkach
,21,5246,1283768423