Z burzy wokół Trybunału Konstytucyjnego należy wyciągnąć wniosek systemowy: zmienić sposób dokonywania wyboru sędziów tak, by nie pozwalał on w przyszłości żadnej opcji na próby „politycznego skoku” na Trybunał. Takie rozwiązanie, gwarantujące wpływ na wybór sędziów również opozycji, funkcjonuje za naszą zachodnią granicą i buduje autorytet niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Nowelizacja ustawy o Trybunale Konstytucyjnym byłaby symbolem troski o kulturę polityczną i zabezpieczyłaby nas przed kolejnymi, analogicznymi do dzisiejszych, kontrowersjami.
Czwartkowe orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego będzie prawdopodobnie najszerzej komentowaną decyzją w jego historii. Niezależnie od rozstrzygnięcia, warto się zastanowić, jak uniknąć podobnych sporów w przyszłości.
Niestety, w obecnej sytuacji nikt nie jest bez winy.
Zaczęło się od bardzo wątpliwego przepisu nowej ustawy o TK, uchwalonego z inicjatywy posłów PO w poprzedniej kadencji. Gdyby nie ten przepis, Sejm wybrałby trzech, a nie pięciu sędziów TK. Rzekomo chodziło o zabezpieczenie Trybunału przed przerwaniem ciągłości pełnej jego obsady, bo Sejm nowej kadencji mógłby nie zdążyć wybrać następców sędziów, których mandaty wygasają 2 i 8 grudnia 2015 r. Jednak w czasie obrad 27 maja br. poseł Robert Kropiwnicki ujawnił bardziej prawdopodobne motywacje: „(…) Sejm następnej kadencji wybierze sześciu sędziów trybunału, więc proszę nie blokować tej możliwości, ponieważ w innym przypadku okaże się, że Sejm następnej kadencji wybierze 11 sędziów trybunału. Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy głosowań”. Nie są to motywacje propaństwowe. Nie chodziło tu o obronę państwa prawa, za którym teraz tak mocno wstawia się poseł Kropiwnicki.
Nie bez winy jest też Prezydent Andrzej Duda. Posłuchajmy posła PiS Wojciecha Szaramy, który na tym samym posiedzeniu Sejmu mówił: „Opinie konstytucjonalistów były zupełnie oczywiste i jasne. Sejm tej kadencji powinien wybrać trzech sędziów trybunału, Sejm następnej kadencji – dwóch, bo taka jest logika zdarzeń, takie są terminy związane z zakończeniem działalności przez poszczególnych sędziów”. Jeśli Prezydent jednak miał zastrzeżenia, to mógł wystąpić do TK z wnioskiem o kontrolę następczą wątpliwego przepisu. Nie zrobił tego, a byłoby to wskazane. Choć zgodnie z art. 126 ust. 2 ustawy zasadniczej Prezydent m.in. czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, to swoje zadania wykonuje „w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach” (art. 126 ust. 3). Ustawa o TK nie pozwala mu zaś odmówić odebrania ślubowania od osób wybranych na stanowiska sędziów TK.
Nie bez winy są i posłowie PiS oraz Ruchu Kukiza, których głosami uchwalono ustawę budzącą znacznie poważniejsze wątpliwości niż poprzednia i podjęto uchwały, których istota sprowadza się – mimo odmiennych deklaracji zawartych w uzasadnieniu – do anulowania dokonanego już wyboru sędziów, co jest prawnie niedopuszczalne, podobnie jak uchwalenie przepisów obalających urzędującego Prezesa i Wiceprezesa TK. Akceptacja tych posunięć byłaby równoznaczna z przekreśleniem niezależności Trybunału.
Wreszcie, nie bez winy są inni potencjalni inicjatorzy wniosków do TK, o których mowa w art. 191 ust. 1 pkt 1 Konstytucji. Każdy z nich mógł choćby spróbować odpowiednio wcześnie przeciąć narastający wrzód, zanim ów pękł, zatruwając wizerunek Polski jako państwa prawa. Skoro teraz TK jest w stanie szybko orzekać, to mógłby to uczynić i przed 6 listopada, gdy wygasły mandaty trzech pierwszych sędziów. Nie wolno mu jednak działać z urzędu.
Jakie by nie były orzeczenia w sprawie obu ustaw (nowelizacją autorstwa PiS Trybunał zajmie się 9 grudnia), wzbudzą kontrowersje. Trzeba z tego zamieszania wyciągnąć wnioski, w czym może pomóc inspiracja doświadczeniami silnych demokracji o dłuższym stażu.
Szukać nie trzeba daleko. Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny ma ugruntowaną renomę, wynikającą m.in. z trybu wyboru jego 16 sędziów. Dokonują go po równo Bundestag i Bundesrat, a w obu tych organach wymagana jest większość kwalifikowana 2/3. O ile opozycja jest liczniejsza niż 1/3, ma wpływ. W praktyce zawiera się porozumienia pomiędzy CDU/CSU a SPD. Od kilku lat w FTK są też sędziowie zgłoszeni przez FDP i Zielonych.
Mówiąc najprościej, taka konstrukcja procedury wyboru sędziów zabezpieczyłaby nas przed próbami dokonania „skoku na Trybunał” przez którąkolwiek z opcji. Zmuszałaby Sejm do budowania mądrych kompromisów, a realny wpływ ugrupowań spoza koalicji rządzącej byłby bardziej adekwatny do ich poparcia w wyborach, niż ma to miejsce dziś.
Pójście niemieckim śladem nie rozwiąże problemu raz na zawsze, bo wiązałoby się jedynie z nowelizacją ustawy uchwalanej większością zwykłą. Mogłoby jednak wyznaczyć standard i wykazać, że polskiej klasie politycznej jeszcze niezupełnie obce jest myślenie propaństwowe.
Źródło: Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego