W poniedziałek na Wall Street bycze rogi znalazły się tuż nad ziemią. I nie wyglądało to na przygotowanie do ataku. Ich pozycję może zmienić Fed, deklarując zdecydowaną wolę ratowania gospodarki. Ben Bernanke przemówi dziś wieczorem. Trzeba czekać. Poniedziałkowa sesja na nowojorskim parkiecie zaczęła się neutralnie, niemal dokładnie w tym samym punkcie, w którym kończyła się ta z piątku, po publikacji fatalnych danych dotyczących sytuacji na rynku pracy. Nastroje szybko zaczęły się
W poniedziałek na Wall Street bycze rogi znalazły się tuż nad ziemią. I nie wyglądało to na przygotowanie do ataku. Ich pozycję może zmienić Fed, deklarując zdecydowaną wolę ratowania gospodarki. Ben Bernanke przemówi dziś wieczorem. Trzeba czekać.
Poniedziałkowa sesja na nowojorskim parkiecie zaczęła się neutralnie, niemal dokładnie w tym samym punkcie, w którym kończyła się ta z piątku, po publikacji fatalnych danych dotyczących sytuacji na rynku pracy. Nastroje szybko zaczęły się pogarszać. Po pierwszej godzinie S&P500 zniżkował o 0,6 proc., schodząc poniżej wsparcia do okolic 1290 punktów. Tu byki próbowały bronić swych pozycji i udawało im się to przez dłuższy czas. Na niecałe dwie godziny przed końcem handlu nie sprostały kolejnemu atakowi podaży. Sprowadził on indeks lekko pod 1285 punktów, czyli o 1,2 proc. poniżej piątkowego zamknięcia. Można powiedzieć, że żarty się skończyły, a schody prowadzą coraz niżej. Poniedziałkowy ostatni stopień to spadek o 1,1 proc., do poziomu najniższego od 18 marca. Od szczytu z 29 kwietnia S&P500 stracił 77 punktów, czyli 5,7 proc. Mamy za sobą najbardziej do tej pory dynamiczną fazę majowo-czerwcowej korekty. W ciągu czterech kolejnych spadkowych sesji indeks poszedł w dół o 59 punktów, a więc o 4,4 proc. Na pytanie o to, co przed nami można powiedzieć tylko tyle, co w tytule komentarza i mieć nadzieję, że po czarnej serii zwykle przychodzi mniejsze lub większe odreagowanie. W obecnej sytuacji nawet powrót w okolice 1300 punktów będzie można uznać za poważne osiągnięcie byków. Szczyt ich obecnych możliwości wydaje się leżeć w okolicach niedawno przełamanego wsparcia, czyli 1315 punktów.
W bardzo podobnej sytuacji znajduje się DAX. Lepszej o tyle, że do najbliższego wsparcia ma już bardzo niedaleko. W gorszej, ponieważ korekta zabrała mu prawie 9 proc., mimo że niemiecka gospodarka radzi sobie znakomicie i nawet jeśli dozna spowolnienia, to z pewnością nie tak ostrego jak w Stanach Zjednoczonych. W gorszej także dlatego, że następna wsparcie znajduje się sporo niżej, więc potencjał do spadku jest duży.
Śladem Wall Street podążyły wskaźniki giełd Ameryki Południowej i Kanady, tracące po 1,3-1,5 proc. Brazylijska Bovespa zniżkowała o 2 proc.
Dziś w Azji przewaga spadków. Na godzinę przed końcem handlu w górę o 0,6 proc. szedł jedynie Nikkei, a w okolicy poprzedniego zamknięcia znajdowały się wskaźniki w Bombaju i na Tajwanie. W Hong Kongu spadek sięgał 0,5 proc. Po świątecznej przerwie Shanghai B-Share tracił 1,3 proc., a Shanghai Composite trzymał się minimalnie nad kreską. Kontrakty na amerykańskie indeksy rosły rano po 0,2 proc.
Oczekiwanie na wystąpienie Bena Bernanke będą inwestorom urozmaicać informacje o dynamice sprzedaży detalicznej w strefie euro i zamówieniach w niemieckim przemyśle. Dziś raczej nie należy spodziewać się zbyt wielkiej dynamiki wydarzeń na giełdach, ale atmosfera jest napięta i wszystko się może zdarzyć. Część inwestorów może zacząć liczyć na odreagowanie trwających od kilku dni spadków i przystąpić do zakupów.
Roman Przasnyski