Słabość naszej giełdy może wskazywać na zbliżające się spowolnienie gospodarcze. Po czerwcowym spadku dynamiki produkcji przemysłowej do zaledwie 2 proc. widać już zmniejszanie się tempa wzrostu sprzedaży detalicznej. Od początku maja na warszawskiej giełdzie mamy do czynienia ze spadkową korektą trwającej od lutego 2009 roku fali wzrostowej. Jej przyczyn można upatrywać w sytuacji na światowym rynku akcji.
Słabość naszej giełdy może wskazywać na zbliżające się spowolnienie gospodarcze. Po czerwcowym spadku dynamiki produkcji przemysłowej do zaledwie 2 proc. widać już zmniejszanie się tempa wzrostu sprzedaży detalicznej.
Od początku maja na warszawskiej giełdzie mamy do czynienia ze spadkową korektą trwającej od lutego 2009 roku fali wzrostowej. Jej przyczyn można upatrywać w sytuacji na światowym rynku akcji. Jednak trudno nie zauważyć względnej słabości naszego parkietu wobec pozostałych giełd. Widoczna była ona już od początku kwietnia. W czasie gdy wskaźniki na Wall Street dynamicznie rosły, nasze indeksy poruszały się w bok, nie korzystając z dobrych nastrojów na świecie. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w ostatnich tygodniach. Dow Jones i S&P500 bliskie są kwietniowym szczytom, zaś wskaźniki w Warszawie bronią się przed spadkiem poniżej wielomiesięcznych dołków.
W szczególnie kiepskiej kondycji są wskaźniki naszych małych i średnich spółek. W ich przypadku wpływ sytuacji na rynkach zagranicznych jest znacznie mniejszy i przenosi się głównie pośrednio, poprzez nastroje krajowych inwestorów. Można przypuszczać, że w większym stopniu niż indeks blue chipów mają one związek z czynnikami wewnętrznymi, także tymi o charakterze fundamentalnym. O ile WIG20 jest najniżej od połowy stycznia, to mWIG40 cofnął się do początku grudnia ubiegłego roku, a sWIG80 do początku lipca 2010 roku.
Wskaźnik najmniejszych spółek w czasie ostatniej fali spadkowej stracił 12 proc., mWIG40 spadł o 8 proc., podczas gdy WIG i WIG20 zniżkowały po 6-7 proc. Różnice, choć wyraźne, nie są tak duże, by można było wyciągać z tego daleko idące wnioski. Jednak gdy przyjrzeć się spółkom, które zajmują się produkcją i dystrybucją szeroko rozumianej grupy produktów, których odbiorcami są indywidualni konsumenci, trudno o optymizm. Od początku roku średni spadek kursu w gronie około 50 tego typu firm wynosi 28,5 proc. W przypadku najgorszej dwudziestki straty akcjonariuszy sięgają od 30 do 57 proc. Nawet jeśli w przypadku części z nich słabe notowania wiążą się ze specyfiką ich sytuacji, to przy liczącej 50 podmiotów grupie trudno mówić o przypadku.
Zarówno produkcja przemysłowa, jak i sprzedaż detaliczna, wciąż rosną, to jednak gdy przyjrzeć się szczegółom, to i tu widać negatywne tendencje. Przede wszystkim dynamika tej tendencji jest coraz słabsza. Prawdopodobnie czerwcowy spadek tempa wzrostu produkcji przemysłowej do zaledwie 2 proc. nie jest przypadkowy i może stanowić pierwszy wyraźny sygnał osłabienia. Tendencja, którą obserwujemy w przypadku zmian kursów akcji analizowanych spółek może wskazywać, że wkrótce zmniejszyć się może dynamika sprzedaży detalicznej.
Produkcja trwałych dóbr konsumpcyjnych w lutym, kwietniu i maju była niższa niż w tych samych miesiącach ubiegłego roku. W kwietniu spadek ten sięgnął 9,2 proc., a w maju 11,5 proc. W przypadku nietrwałych dóbr konsumpcyjnych sytuacja jest w ostatnich miesiącach niewiele lepsza. Spadek zanotowano tam marcu (o 3,9 proc.) i maju (o 0,6 proc.). Od kilku miesięcy mamy tendencję spadkową w obu przypadkach.
Sprzedaż detaliczna po styczniowym przyhamowaniu tempa wzrostu do 2,3 proc. w kwietniu i maju dynamicznie rosła. Wrażenie mógł robić szczególnie sięgający 18,6 proc. skok w kwietniu. Trzeba jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, to dynamika liczona w cenach bieżących, zawierających w sobie sporą dawkę inflacji. W cenach stałych wzrost wyniósł już mniej imponujące 13,6 proc. I na tę wielkość patrzeć trzeba przez pryzmat bazy porównawczej. W kwietniu 2010 roku sprzedaż detaliczna spadła w ujęciu realnym o 4 proc., w kwietniu tego roku o dobry wynik nie było więc trudno. Czerwcowy wzrost o 10,9 proc. zawiódł oczekiwania analityków i potwierdza tendencję spowolnienia sprzedaży detalicznej.
Systematycznie maleje także dynamika obrotów w handlu detalicznym. Od sierpnia do końca ubiegłego roku w kolejnych miesiącach przekraczała 10 proc., w tym roku w lutym sięgnęła 4,5, a w kwietniu 6,1 proc. W styczniu i maju wyniosła 1,6 i 2,7 proc., a w marcu zanotowano jej spadek o 1,7 proc. Wyliczane przez Główny Urząd Statystyczny wskaźniki ufności konsumentów, zarówno bieżący, jak i wyprzedzający, w maju nieznacznie się poprawiły, jednak są wciąż na bardzo niskich poziomach, niższych niż w drugiej połowie ubiegłego roku.
W drugim kwartale wskaźnik wykorzystania mocy produkcyjnych w przedsiębiorstwach zwiększył się z 73 do 74 proc., ale wciąż pozostaje niski. Przedsiębiorcy w ankietach GUS wciąż niedostateczny popyt na rynku krajowym wymieniają jako największą barierę w prowadzeniu działalności (wskazuje ją 56 proc. respondentów, przed rokiem 58 proc.). Potwierdzają to podobne badania przeprowadzone rzez Narodowy Bank Polski. Eksperci banku centralnego pesymistycznie oceniają też perspektywy na przyszły rok. Ich zdaniem gospodarka w 2012 roku wzrośnie o zaledwie 3,2 proc. Wszystko więc wskazuje na to, że i indeksy giełdowe już dość wyraźnie wskazują na tendencje, które wkrótce możemy zobaczyć w naszej gospodarce.
Roman Przasnyski