Surowce rozczarowują. Miały być alternatywą dla akcji – względnie drogich po wzrostach w 2009 roku. Te rzeczywiście staniały, jednak indeksy towarowe straciły jeszcze więcej. W pierwszym półroczu kiepsko wypadły zwłaszcza surowce energetyczne, których ceny miały najsilniej zareagować na oczekiwaną w tym roku kontynuację ożywienia. Ropa naftowa straciła 5%, gaz ziemny ponad dwa razy więcej. Czy w kolejnych miesiącach inwestorzy kupujący ropę naftową będą mogli liczyć na jakieś zyski? Wydaje się, że nie jest łatwo znaleźć powody do optymizmu. Zapasy czarnego złota w krajach OECD wprawdzie wreszcie zaczęły spadać, ale i tak są na poziomach niemal rekordowo wysokich jak na tę porę roku.

Surowce rozczarowują. Miały być alternatywą dla akcji – względnie drogich po wzrostach w 2009 roku. Te rzeczywiście staniały, jednak indeksy towarowe straciły jeszcze więcej.

W pierwszym półroczu kiepsko wypadły zwłaszcza surowce energetyczne, których ceny miały najsilniej zareagować na oczekiwaną w tym roku kontynuację ożywienia. Ropa naftowa straciła 5%, gaz ziemny ponad dwa razy więcej. Czy w kolejnych miesiącach inwestorzy kupujący ropę naftową będą mogli liczyć na jakieś zyski?

Wydaje się, że nie jest łatwo znaleźć powody do optymizmu. Zapasy czarnego złota w krajach OECD wprawdzie wreszcie zaczęły spadać, ale i tak są na poziomach niemal rekordowo wysokich jak na tę porę roku. Prognozy wzrostu gospodarczego dla największego konsumenta ropy naftowej – Stanów Zjednoczonych – zostały obniżone. Fed oraz banki komercyjne obniżyły też tempo spadku bezrobocia, mocno niepokoi również sytuacja na rynku nieruchomości.

Gospodarce (na pewno w krótkim okresie, dalej trudno oceniać) nie pomoże podpisana niedawno uroczyście przed prezydenta Obamę ustawa reformująca system finansowy. Niepokojące wnioski nasuwają się też, gdy przyjrzymy się indeksowi Baltic Dry, który mierzy koszt przewozu towarów drogą morską. Jego zmiany w ciągu ostatnich piętnastu lat były bardzo silnie skorelowane ze zmianami eksportu z krajów azjatyckich. Baltic Dry od lutego spadł już o ponad 50% i znalazł się na poziomie z początku 2009 roku, czyli szczytu kryzysu finansowego. Choć część tego spadku przypisuje się wzrostowi liczebności floty transportowej, ruchy na tym indeksie potwierdzają obawy o zwalnianie chińskiej gospodarki.

Państwo Środka pełni zaś kluczową rolę we wzroście światowego zużycia ropy. W zeszłym tygodniu Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) podała, że Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone jeśli chodzi o całkowite zużycie energii. Stało się to pięć lat wcześniej, nim prognozowano między innymi ze względu na spadek zużycia paliw w USA w związku z recesją. Nie był to jednak jedyny powód – cały czas zaskakuje tempo wzrostu importu ropy do Chin. W czerwcu Państwo Środka ustanowiło pod tym względem kolejny rekord.

Ten sam raport jednak wspomina, że tempo wzrostu efektywności zużycia energii w Chinach jest niższe niż w Stanach Zjednoczonych, w których zużycie energii po prostu przestało już rosnąć. Podobny trend widoczny jest też w innych krajach OECD, które starają się ograniczać spalanie kopalin, w czym USA na pewno nie przodują. Jeżeli przyjrzeć się na przykład Japonii, to można wyobrazić sobie zupełnie inną przyszłość światowej energetyki niż prognozują zwolennicy czarnych scenariuszy, którzy przekonują, że tylko kilka lat dzieli nas od ropy po 200 dzisiejszych dolarów. Kraje rozwijające się, które odpowiadają w tej chwili za wzrost zużycia ropy podążą w końcu tą drogą, co Zachód. Być może, by proces przestawienia się na mniej energochłonne technologie przyspieszył potrzebna jest znacznie wyższa cena niż dzisiaj, jednak równie ważne jest zniesienie subsydiów do paliwa w takich krajach jak Chiny czy Indie.

Wydaje się, że gracze na rynku kontraktów terminowych powoli oswajają się z myślą, że ceny ropy nie powrócą lada dzień do 100 dolarów za baryłkę, a nawet poziom 75 dolarów nie jest pewny w sytuacji słabnącego ożywienia, perspektywy wzrostu podatków w krajach rozwiniętych i silnego dolara. W czerwcu pozycje spekulacyjne na kontraktach na ropę naftową osiągnęły poziom najniższy od 15 miesięcy. Przed spadkiem ceny ropy poniżej 70 dolarów na dłuższą metę zabezpiecza jednak postawa państw OPEC, które zobowiązały się zmniejszyć wydobycie, gdyby notowania surowca znalazły się pod presją podobną jak pod koniec 2008 roku.

Kartel naftowy dysponuje jednak wciąż ogromnymi wolnymi mocami przerobowymi – pozostałością po cięciach produkcji z czasów światowej recesji. To z kolei utrudnia znaczące wzrosty cen powyżej 85 dolarów. Po silniejszych wzrostach zbyt duża bowiem będzie presja na podwyższenie kwot wydobycia, gdyż potrzeby budżetowe rządów bardzo się rozrosły i ze względu na niższe wydobycie ciężko je zaspokoić, nawet gdy sytuacja na rynku się nieco poprawiła.

Nadzieje na zyski w krótkim terminie może przynieść natomiast sezon huraganowy, który zapowiada się najcięższy od pięciu lat. Jego szczyt przypada na sierpień oraz wrzesień i wtedy może dojść do przerwania dostaw z Zatoki Meksykańskiej. Biorąc pod uwagę doświadczenia z poprzednich lat (min. huragany Rita i Karina) takie zaburzenia z dużym prawdopodobieństwem zaowocują, co najmniej na krótki czas przebiciem poziomu 80 dolarów za baryłkę. I tu trzeba jednak uważać, gdyż cena ropy w małym stopniu zareagowała na huragan Gustav w 2008 – spadki zostały przerwane tylko na chwilę. Jeżeli więc sytuacja fundamentalna się nie poprawi, to burze tropikalne mogą co najwyżej stanowic okazję do krótkoterminowych zysków.


Maciej Bitner

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj