WALUTY

Niezwykle gwałtowne wahania kursów złotego wobec dolara oraz euro, które zakończyły „wieczną”, trwającą 56 miesięcy aprecjację złotego w 2009 roku, postawiły wiele przedsiębiorstw w trudnej sytuacji. Nie tylko z powodu nasilającej się u partnerów handlowych Polski recesji, ale również z powodu zawarcia przez wiele przedsiębiorstw transakcji pochodnych – nazwanych na wyrost „zabezpieczającymi” przed ryzykiem dalszego umocnienia złotego.

Gdy sytuacja stała się bardzo trudna, a euro kosztowało o ponad 50% więcej niż kilka miesięcy wcześniej, rozpoczęło się poszukiwanie winnych trudnej sytuacji przedsiębiorstw. Banki – według jednych – sprzedawały przedsiębiorstwom zbyt skomplikowane instrumenty finansowe, nie dopełniając obowiązków informowania swoich klientów o ponoszonym ryzyku. Według drugich wina leżała po stronie dyrektorów finansowych, którzy spekulowali znacznymi portfelami instrumentów pochodnych, generując we wcześniejszych latach przychody nierzadko zbliżone do pochodzących z podstawowej działalności przedsiębiorstw. Jeszcze inni wskazywali na Zarządy spółek, które przez palce patrzyły na ryzykowne zagrywki dyrektorów finansowych.
Prawda leży po środku i nie jest naszym celem jej szukać. Naszym celem jest wskazanie w jaki sposób przedsiębiorstwa mogą poznać skalę ponoszonego ryzyka i dopasować portfel instrumentów zabezpieczających do tego, jak bardzo przedsiębiorstwo narażone jest na ryzyko oraz do tego, w jakim stopniu chce ryzyko walutowe zredukować. Co więcej, chcielibyśmy, aby przedsiębiorstwa stały się w tej dziedzinie bardziej samodzielne i mogły dokładnie ocenić swoją sytuację nie oglądając się na bank, którego zadaniem nie jest przecież świadczenie tego typu usług.

Narażeni na ryzyko
Każde przedsiębiorstwo, które oczekuje przychodów bądź wydatków w walutach obcych, narażone jest na to, że zmiany kursów walutowych spowodują pogorszenie wyniku finansowego. Oczekiwane przychody w walucie obcej muszą zostać wymienione na walutę krajową i każdy spadek kursu wymiany spowoduje obniżenie rentowności danego przedsięwzięcia.
Pierwszym krokiem skutecznego zarządzania ryzykiem jest określenie, w jaki sposób oceniana będzie efektywność całego procesu. Ocena przez pryzmat wyniku finansowego na transakcjach zabezpieczających, choć kusząca – bo przecież „mogłem nie sprzedawać!” lub „mogłem zarobić za nic” – jest błędem. Skuteczność zarządzania ryzykiem jest wysoka wtedy, gdy po uwzględnieniu rozliczenia transakcji zabezpieczających wartość wpływów lub wydatków w walucie pogorszyła się w niewielkim stopniu. Co więcej, oceny należy dokonywać w stosunku do chwili, gdy przedsiębiorca dowiedział się, że nastąpią wpływy lub wydatki w walutach obcych.
Przez pozycję narażoną na ryzyko trzeba rozumieć oczekiwane, np. wynikające z zawartych umów dotyczących przyszłych wpływów lub wydatków w walucie obcej. Uzyskanie dobrej odpowiedzi na pytanie „co może się stać” nie jest proste. Przede wszystkim, nie należy opierać się jedynie na prognozach kursów wymiany walut, ponieważ mimo starań ekonomistów są one wciąż niewystarczająco dokładne. Ponadto, każdy prognosta ma inne zdanie na temat tego, co stanie się w przyszłości. Wybór, na prognozie którego się oprzeć jest równie trudny, jak wskazanie, który ma rację. . Podjęcie decyzji dotyczących zabezpieczenia powinno następować na podstawie oceny tego, jak zmiany kursów walutowych mogą wpłynąć na sytuację przedsiębiorstwa.
Jak dużo mogę stracić na niezabezpieczonej pozycji?
Istnieje sposób określenia zmian kursu walutowego, które mogą wystąpić na rynku w interesującym przedsiębiorcę okresie. Załóżmy, że przedsiębiorca oczekuje wpływu w wysokości 100 000 euro, które trzeba będzie sprzedać za 7 miesięcy. Postawmy pytanie: ile to będzie warte? Rewolucja w myśleniu potrzebna jest już na tym etapie. Trzeba postawić tamę myśleniu życzeniowemu i nie interesować się, co by było, gdyby kurs wzrósł, zwiększając wartość przepływu walutowego i pozwalając na zwiększenie marży na transakcji związanej z przepływem walutowym działalności. Najważniejsze jest uzyskanie jasnej odpowiedzi na pytanie: ile mogę stracić, jeśli nie wszystko pójdzie po mojej myśli?
Aby uzyskać odpowiedź na powyższe pytanie, konieczne jest zastosowanie skomplikowanych narzędzi matematycznych i statystycznych, dotychczas trudno dostępnych dla przedsiębiorstw niefinansowych. Z zastosowaniem odpowiedniego oprogramowania zadanie to – odmieniane przez wszystkie możliwe terminy, nominały pozycji i ich liczbę w portfelu – staje się wykonalne.
Najpierw jednak pytanie należy doprecyzować i sformułować je ponownie: ile mogę stracić w określonym terminie i z jakim prawdopodobieństwem mogę nie spodziewać się większej straty?
Dla rzeczonych wpływów w wysokości 100 000 euro, o których przedsiębiorca dowiaduje się w połowie stycznia, a które otrzyma w lipcu, wielkość straty nie powinna na 95% przekroczyć 62 000 złotych. Oznacza to, że za 100 000 euro, za które dziś przedsiębiorca otrzymałby 405 000 złotych, otrzyma z dużym prawdopodobieństwem nie mniej niż 343 000 złotych (rezultat ten otrzymujemy na podstawie statystycznego przetworzenia danych z rynku opcji na kurs EURPLN – patrz rys. 1). Otwiera się przed nim kilka możliwości postępowania.
Po pierwsze, przedsiębiorca może uznać ryzyko zmiany kursu wymiany walut za nierozerwalnie związane z prowadzoną działalnością i nie zabezpieczać się przed zmianami kursu. Po drugie, może zaufać prognozom mówiącym, że złoty osłabi się wobec euro i rentowność przedsięwzięcia poprawi się. Po trzecie, może zabezpieczyć się przed zmianami kursu. Czynność da się wykonać na wiele sposobów, lecz wybór odpowiedniego może być dla niego bardzo trudnym zadaniem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj