Coraz więcej narcyzów pojawia się ponoć w gabinetach psychologicznych. Pan Wojciech Eichelberger, uznany psychoterapeuta twierdzi, iż narcystyczny borderline powoli przeradza się w dominującą osobowość czasów współczesnych. Sama niedawno podjęłam się próby kontaktu psychoterapeutycznego z mężczyzną o silnym według mnie rysie osobowości typu borderline. Z czasem odkryłam kształt narcystycznej tendencji.

 

Narcyz wydaje się być człowiekiem o znacznej sile i pewności siebie, bywa arogancki. Te cechy stanowią jednak zewnętrzną konstrukcję tegoż człowieka. Co dzieje się wewnątrz? Panuje tam raczej burza lęku i niepewności siebie, króluje tutaj nieadekwatnie niskie poczucie własnej wartości. I tak oto odsłaniamy krainę obciążających skrajności. Narcyz tak naprawdę rzadko lubi oraz akceptuje siebie.
 
Zgłębiając problem narcystycznej osobowości, wraca kwestia jakże dręczącego balastu jaki dzierży każdy narcyz w postaci lustra, w jakim nieustannie się przegląda. Fascynuje go tylko własne odbicie. Nie chodzi tu jednak o oglądanie swojej osoby, jej odbicia w tym zwierciadle, tafli wody itp. Tu chodzi o silne poczucie kontroli. Można zadać tutaj dlatego ważne pytanie: czy zatem narcyz nie jest rozmiłowany w sobie samym? Nie jest. On raczej kocha oraz pielęgnuje (jakże intensywnie!) swój wyidealizowany wizerunek. Codziennie budzi się do życia, wstaje i chce sprostać nieustannie kreowanemu wizerunkowi supersiebie. Układa się do snu z myślą, że kolejny raz jego idealna gimnastyka odniosła pożądany skutek i znów dorównał własnemu idealnemu projektowi. Bardzo ważne staje się tu przekonanie narcyza, że misternie i nieustannie tworzony wizerunek własnej osoby, we własnym spojrzeniu, ale i otoczenia stanowi jego realną i prawdziwą tożsamość. W rzeczywistości, tej mniej udawanej i bez podziału na role narcyz nie ma do siebie za grosz szacunku, nie zna siebie. Przecież już w odległej przeszłości, w okresie dzieciństwa wkroczył na scenę i rozpoczął swoistą grę, wszedł w określoną rolę, jaką prawdopodobnie narzuciło mu środowisko rodzinne. Jaki miał wówczas cel? Zadowolić bliskich. Ich zadowolenie stawało się priorytetem.
Odbity wizerunek winien być nieskazitelny. Rysa? Wada? Stanowi olbrzymie ryzyko w obliczu aprobaty społecznej i jej permanentnej oceny. Mamy tu owy mechanizm pełnej kontroli samego siebie, swojego ciała i reakcji. I tak narcyz funkcjonuje z nieodłącznym lustrem, które jest wymagające, ciężkie, a w które natrętnie zerka. To surowy nadzór dotyczący wyglądu, ale i swojej roli jaką od dawien dawna narcyz gra dla świata społecznego.
 
Zdemaskowanie narcyza skutkuje natychmiastową ucieczką, wycofaniem się. Nawet jeśli drugi człowiek dostrzeże w nim ciekawą osobowość, to narcyz usilnie umyka przed prawdą o sobie, która jawi mu się jako coś złego, brzydkiego i nieciekawego. Nie odpuszcza, nie przerywa zasłony milczenia aby nikt i nigdy nie dostrzegł, że król jest nagi. A przede wszystkim, aby nie dostrzegł tego on sam – narcyz. Lustro winno zawsze go słuchać. Kontrola z czasem się nasila. Narcyz pragnie mieć namacalny wpływ na jego bliższe i dalsze otoczenie – lustro cudzych oczu serc i umysłów.
 
A skąd tyle narcyzów? Trzeba tu uczynić wyraźny rys historyczny. Wielu z nich było wychowywanych przez bohaterów przemiany ustrojowej. Ich rodzice angażowali się w katorżniczą pracę, aby zapewnić sobie i swoim dzieciom lepszy byt materialny, życiowy i po prostu godnie przetrwać. Rodzice narcyzów nie mieli więc często dla nich czasu. Toczyli raczej walkę o miejsce w nowej rzeczywistości. Wiele dzieci przechodziło wówczas przez różne fazy żalu – o to, że praca była ważniejsza niż oni sami, aż po własne poczucie winy, brak wiary we własną wyjątkowość i wartość osobistą.
 
W następnej kolejności pojawiła się presja wywierana na własne dzieci. Rodzice bowiem uznali, że najważniejszą strategią wychowawczą jest przygotowanie swoich pociech do morderczej rywalizacji o pozycję społeczną, zawodową. Zachęcali dzieci do udziału w okrutnym wyścigu, w którym nagrodą był prestiż, sława i status materialny. Wymagania rosły, poprzeczka wędrowała niesamowicie i nierealnie wysoko. Nawet jeśli dziecko ją pokonało, zaliczyło, to nie było tam nagrody w postaci zadowolenia rodzica, raczej sugestia do intensyfikowania dziecięcych starań. W dorosłym życiu takie dziecko z pewnością będzie się zastanawiać czy może być już sobą? Czy nie musi nieustannie realizować wymagań i dążyć do perfekcji? Czy ktoś zdoła mnie pokochać jeśli nie jestem idealny, doskonały i nie odnoszę serii sukcesów? I właśnie tu może zabraknąć odwagi do bycia po prostu sobą, wiary w siebie i swój naturalny potencjał.
 
Cały problem narcystycznej osobowości ma swoje źródło w braku doświadczenia głębokiej emocjonalnej więzi w ważnymi osobami. Tu należy świadomie i spokojnie sięgać do okresu dzieciństwa i wzrostu narcyza. Zobaczymy wówczas prawdopodobnie, że zabrakło bezwarunkowej miłości jaką powinien darzyć rodzic (każdy!) własne dziecko. Bo to właśnie ta bezwarunkowa miłość i akceptacja, która za nią nieodłącznie wędruje konstruują w małym już dziecku świadomość i przekonanie o własnej wartości i niepowtarzalności, wyjątkowości. Bez względu na to, co dziecko osiągnęło, osiągnie w przyszłości i kim się stało, kim będzie.
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj