By sięgnąć po duże pieniądze na e-biznes, trzeba mieć… pieniądze. Dobry biznesplan pozwoli je zdobyć, ale zbyt dobry – ze wskaźnikami naciąganymi pod urzędników – może spowodować, że dotację trzeba będzie zwrócić. Ogromna popularność dotacji na e-biznes – jedyny tegoroczny nabór w ramach działania 8.1 właśnie ruszył – wynika przede wszystkim z dwóch względów. Po pierwsze, kusi kwota wsparcia: przedsiębiorcy mogą otrzymać do 70 proc. tzw. wydatków

By sięgnąć po duże pieniądze na e-biznes, trzeba mieć… pieniądze. Dobry biznesplan pozwoli je zdobyć, ale zbyt dobry – ze wskaźnikami naciąganymi pod urzędników – może spowodować, że dotację trzeba będzie zwrócić.

Ogromna popularność dotacji na e-biznes – jedyny tegoroczny nabór w ramach działania 8.1 właśnie ruszył – wynika przede wszystkim z dwóch względów. Po pierwsze, kusi kwota wsparcia: przedsiębiorcy mogą otrzymać do 70 proc. tzw. wydatków kwalifikowanych, które muszą wynosić nie mniej niż 20 tys. zł i nie więcej niż 700 tys. złotych. Tym samym innowacyjne firmy mogą liczyć nawet na 490 tys. zł dotacji (jeszcze więcej otrzymają osoby, które nie ukończyły jeszcze 27 lat – do 80 proc. kosztów kwalifikowanych, czyli nawet 560 tys. zł). Po drugie, o pieniądze mogą się starać tylko start-upy, a dokładnie firmy, które nie mogą działać na rynku dłużej niż rok. To bodaj jedyna na rynku tak wysoka kwota wsparcia dla firm, które stawiają dopiero pierwsze kroki w biznesie.

Trudno się zatem dziwić, że dotacje na e-biznes cieszą się tak dużym zainteresowaniem – w rekordowym 2009 r., gdy przeprowadzono aż trzy nabory w ramach działania 8.1, do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości spłynęło prawie 5 tys. wniosków. W ubiegłym roku był już tylko jeden nabór, w którym złożono jednak aż 1850 aplikacji. Pytanie tylko, jak wielu aplikujących nie porywa się z motyką na słońce. I nie chodzi o samą możliwość otrzymania dotacji, tylko o to, co dzieje się później.

W ubiegłym roku znacznie zaostrzono kryteria merytoryczne dla projektów e-biznesowych. Przede wszystkim po to, by wyeliminować tych, którzy składali wnioski z kiepskimi pomysłami, wychodzących z założenia, że grzechem jest nie sięgnąć po kilkaset tysięcy złotych, które leżą niemal na ulicy. Ale i surowe przepisy daje się obejść – można przecież zawsze „naciągnąć” projekt pod kryteria, co, według Jacka Bukowickiego, eksperta PARP, jest jednym z najczęstszych błędów podczas wypełniania wniosku o dotację. Jego zdaniem
projekt musi zostać rozpisany w taki sposób, aby potem mógł być w pełni zrealizowany i rozliczony. A ustawienie zbyt wysokiej poprzeczki w postaci na przykład wysokich wskaźników tylko po to, żeby zdobyć pozytywną ocenę i decyzję, może zakończyć się płaczem przedsiębiorcy, ponieważ niespełnienie celów projektu skutkuje zwrotem dotacji.

Należy także pamiętać, że większość kwoty dotacji jest wypłacana na zasadzie refundacji – najpierw pieniądze trzeba wydać, a dopiero później starać się o ich zwrot w ramach podpisanej z PARP umowy. Tylko do 30 proc. przyznanej dotacji może być wypłacone w formie zaliczki. Co więcej, rozporządzenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, określającego warunki unijnego dofinansowania, wymaga od przedsiębiorców, by pokryli z własnej kieszeni te koszty, których nie obejmuje dotacja, czyli 30 proc. wszystkich uwzględnionych w biznesplanie wydatków. W przypadku przedsiębiorców, którzy otrzymali maksymalną kwotę dotacji – 490 tys. zł – oznacza to, że muszą dysponować własnym kapitałem na rozwój firmy w wysokości 210 tys. złotych.

W przypadku wielu start-upów, które mają bardzo ograniczone możliwości pozyskiwania zewnętrznego finansowania, mogą to być warunki bardzo trudne do spełnienia. Niektóre banki oferują co prawda kredyty pomostowe pod dotacje, tworzone specjalnie z myślą o beneficjentach unijnych programów pomocowych. Ale otrzymać taki kredyt wcale nie jest łatwo. Przekonała się o tym firma oferująca e-learningowe lekcje polskiego dla cudzoziemców – jeden z beneficjentów działania 8.1. Kiedy starała się o unijny kredyt w jednym z największych na rynku banków, miała już podpisaną umowę o unijne dofinansowanie. Mimo to kredytu nie dostała. Bank oceniał wniosek kredytowy nie biorąc pod uwagę , że nastąpi refundacja pieniędzy. Tymczasem przyznana dotacja czyni kredyt mniej ryzykownym niż tradycyjne pożyczki dla firm. Bank miał także problem z oceną ryzyka przedsięwzięcia – innowacyjna usługa wspólniczek firmy nie miała porównania na rynku, została więc uznana za przedsięwzięcie wysokiego ryzyka. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że innowacyjność i działanie w niszy to jedne z podstawowych warunków przyznania dotacji. Barierą w uzyskaniu kredytu unijnego była także krótka historia firmy. A przecież przedsiębiorstwo z długą historią nie miałoby szansy na dotację na e-biznes…

Agata Szymborska-Sutton

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj