W cieniu wniosku o Brexit banki centralne przeprowadzają słowne interwencje. EBC tłumaczy zmianę retoryki na posiedzeniu 8 marca, zaś Fed ostrzega przed wysokimi wycenami akcji na Wall Street. Bliski koniec trendów z wysokim apetytem na ryzyko.
Wielka Brytania przekazała przewodniczącemu Rady Europejskiej D. Tuskowi list z intencją opuszczenia Unii Europejskiej. Uruchamia on formalnie proces 2-letnich negocjacji rozwodowych. Funt początkowo zareagował umocnieniem do dziennych maksimów, ale ostatecznie nie zdołał utrzymać zysków. Na przestrzeni sesji brytyjska waluta pozostała stabilna.
Doniesienia zdominowało złożenie formalnego wniosku ws. Brexitu, ale największy wpływ na notowania kluczowej pary na rynku walutowym miały informacje przekazane przez agencję Reuters ze źródeł w Europejskim Banku Centralnym (EBC). Wynika z nich, że EBC jest zaniepokojony tym, jak rynki zinterpretowały komunikat po ostatnim posiedzeniu, które odbyło się 8 marca. Pojawienie się w nim pewnych elementów wskazujących na stopniowe wycofywanie kryzysowej retoryki (m.in. usunięcie stwierdzenia o zastosowaniu wszelkich dostępnych środków, by przywrócić inflację do celu oraz rozpoczęciu debaty o usunięciu stwierdzenia o obowiązywaniu w przyszłości obecnych lub niższych stóp) miało, zdaniem EBC, potwierdzić spadek ryzyka realizacji negatywnych scenariuszy, ale nie miało sygnalizować, że zamierza się zacieśniać politykę pieniężną.
Rynek zaczął w ostatnich tygodniach dyskontować podwyżkę stopy depozytowej na początku 2018 r. Spowodowało to odczuwalny wzrost rynkowych stóp procentowych, które w przypadku dalszych zwyżek, może zagrozić procesowi ożywienia gospodarki, w szczególności poważnie zadłużonych krajów z południa regionu. W związku z zaistniałą sytuacją, by nie pogłębiać tego procesu, na najbliższym posiedzeniu w kwietniu EBC będzie niechętny dokonywaniu zmian w komunikacie i podtrzyma łagodną retorykę.
Wczorajszy dzień przyniósł także ważne ostrzeżenie ze strony przedstawicieli Rezerwy Federalnej. E. Rosengren z Bostonu oraz J. Williams z Nowego Jorku zasugerowali, że wyceny spółek na amerykańskiej giełdzie są zawyżone. Pierwszy stwierdził, że rynki są dość mocne, hojne („a little rich”), drugi, iż wyceny są, dosłownie, „spienione” („frothy”).
Potwierdziło się tym samym nasze przypuszczenie wyrażone w ubiegłym tygodniu, gdy sugerowaliśmy zwrócenie szczególnej uwagi na wypowiedzi członków Fed po niedawnej podwyżce stóp procentowych. Co ważne, podwyżce „nieudanej”, ponieważ rynek zareagował na nią tak, jakby była obniżką, tj. doszło do złagodzenia warunków kredytowych na rynkach. Wskazywaliśmy, że z ust J. Yellen lub innych przedstawicieli banku centralnego mogą paść sugestie, że rynek akcji się przegrzał.
Wypowiedzi Rosengrena i Williamsa można między słowami czytać jako brak akceptacji Fed dla dalszych wzrostów cen akcji, ponieważ za wycenami nie idą bieżące i oczekiwane zyski spółek. To bardzo silny sygnał, że inwestowanie w amerykańskie akcje obarczone jest obecnie ponadprzeciętnym ryzykiem. Potwierdza się jednocześnie, że w największym stopniu to właśnie wysoce optymistyczne zachowanie giełd w lutym stało za przyspieszeniem decyzji o podniesieniu kosztu pieniądza, a dalsze wzrosty będą proces monetarnego zacieśniania nasilać. Obraz gospodarki nie ewoluował na tyle, by uzasadniać nagłą (jeszcze na początku marca rynek wyceniał podwyżkę 50/50) zmianę podejścia do polityki monetarnej.
Spodziewamy się, że najbliższe miesiące upłyną pod dyktando sprzedających ryzykowne aktywa, silniejszej korekty na Wall Street, co osłabi także odczuwalnie złotego.
Autor:Damian Rosiński