W środę inwestorzy dostali kolejny dowód w postaci twardych danych makroekonomicznych, że sytuacja w amerykańskiej gospodarce nie jest tak zła, jak się uważa od ostatnich trzech tygodni. W lipcu zamówienia na dobra trwałego użytku wzrosły o 4 proc. m/m, dwukrotnie mocniej niż oczekiwano, wymazując czerwcowy spadek o 1,3 proc. Największy udział we wzroście zamówień miały wzmożony popyt na samochody i samoloty.
W środę inwestorzy dostali kolejny dowód w postaci twardych danych makroekonomicznych, że sytuacja w amerykańskiej gospodarce nie jest tak zła, jak się uważa od ostatnich trzech tygodni. W lipcu zamówienia na dobra trwałego użytku wzrosły o 4 proc. m/m, dwukrotnie mocniej niż oczekiwano, wymazując czerwcowy spadek o 1,3 proc.
Największy udział we wzroście zamówień miały wzmożony popyt na samochody i samoloty. Z wyłączeniem środków transportu zamówienia także wzrosły, o 0,7 proc. m/m, podczas gdy oczekiwano spadku o 0,4 proc. Raport, w połączeniu z silnym odczytem dynamiki produkcji przemysłowej z zeszłego tygodnia, pokazuje, że kondycja przemysłu pozostaje dobra i daje nadzieję na uniknięcie recesji przez gospodarkę USA. Zagrożeniem dla takiego poglądu jest jednak obecna sytuacja na rynkach finansowych, w szczególności ostatnie silne spadki na Wall Street. Załamanie na rynkach akcji przekłada się na gorsze postrzeganie perspektyw gospodarki przez producentów i konsumentów. Amerykanie postraszeni wizjami nowego kryzysu mogą ograniczyć w tym miesiącu wydatki oraz zamówienia, co zostanie ukazane w publikowanych w przyszłym miesiącu danych za sierpień. W efekcie giełdowe niedźwiedzie dostaną potwierdzenie, że w gospodarce jednak źle się dzieje, a tak naprawdę od giełdy wszystko się zaczęło. Spirala psychozy musi zostać szybko przerwana (znowu wracamy do jutrzejszego wystąpienia Bena Bernanke), inaczej rynek sam zgotuje sobie recesję.
W ciągu ostatnich dwóch dni cena złota spadła o 170 dolarów od szczytu, kasując tym samym przeszło 30 proc. zysków z siedmiotygodniowych wzrostów. Środowy spadek był najsilniejszym od 3,5 roku. Do niedawna złoto było traktowane jako bezpieczna inwestycja, toteż w chwilach niepokojów rynkowych zyskiwało podobnie jak „bezpieczne waluty”, tj. frank szwajcarski oraz jen japoński. Jednak nieprzerwane wzrosty doprowadziły do spopularyzowania inwestycji w złoto, a popularność nigdy nie idzie w parze z bezpieczeństwem. Dlatego też spora część ostatnich wzrostów nie tyle była związana z ucieczką od ryzykownych akcji, co z szukaniem okazji do zarabiania. W środę rynek złota tąpnął po informacjach, że chiński regulator podnosi poziom depozytu zabezpieczającego dla handlu kontraktami na tym metalem. Wczoraj wieczorem podobne kroki podjął amerykański CME Group. To skłoniło część inwestorów do realizacji zysków, tym samym potwierdzając inwestycyjne podłoże ostatnich wzrostów cen kruszcu. Żadne dobro inwestycyjne nie rośnie wiecznie, a złoto ostatnio rosło za szybko i za mocno. Teraz rynek przetestuje prawdziwą wartość i bezpieczeństwo żółtego metalu.
Czwartek nie obfituje w dane makroekonomiczne, stąd spodziewany jest spokojny przebieg handlu. Na uwagę zasługują jedynie cotygodniowe dane o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA (prog. 405 tys.).
Konrad Białas