Żaden spośród trzech przemawiających wczoraj oficjeli nie przekonał inwestorów, aby zmienili swoje pesymistyczne nastawienie do sytuacji gospodarczej. Prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet stwierdził, że ryzyka inflacyjne uległy zbalansowaniu (wcześniej przewaga była na korzyść wzrostów), tym samym przekreślając dalsze podwyżki stóp procentowych.
Żaden spośród trzech przemawiających wczoraj oficjeli nie przekonał inwestorów, aby zmienili swoje pesymistyczne nastawienie do sytuacji gospodarczej. Prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet stwierdził, że ryzyka inflacyjne uległy zbalansowaniu (wcześniej przewaga była na korzyść wzrostów), tym samym przekreślając dalsze podwyżki stóp procentowych.
Nie było to jednak zaskoczeniem dla rynku i notowań euro, które już wcześniej zdyskontowały zakończenie cyklu zacieśniania monetarnego. Negatywnym impulsem było natomiast obniżenie prognoz wzrostu gospodarczego dla strefy euro do 1,4-1,8 proc. w 2011 r. i 0,4-2,2 proc. w 2012 r. (czerwcowe prognozy zakładały odpowiednio 1,5-2,3 proc. i 0,6-2,8 proc.). Słabsza dynamika ożywienia przyspieszyła moment spodziewanego odwrócenia polityki monetarnej ECB i rynek pieniężny w pełni wycenia obniżkę stóp procentowych jeszcze przed końcem roku. To zapewne jednak będzie dziełem nowego prezesa EBC, Mario Draghiego, który od listopada przejmie stery w banku centralnym.
Rozczarowujące było też wystąpienie szefa Fed Bena Bernanke, które wprawdzie stwierdził, że bank centralny zrobi co w jego mocy, aby wzmocnić słaby wzrost gospodarczy, jednak podobnie jak w Jackson Hole powstrzymał się od zasygnalizowania potencjalnych działań luzujących politykę monetarną. Zauważalny był jednak brak troski o poziom inflacji (powtórzony przejściowy charakter wzrostu cen), a większy nacisk kładziony był na pogarszające się perspektywy ożywienia, wskazując na gołębie nastawienie Bernanke i pozostawiając wciąż otwarta furtkę dla kolejnego etapu luzowania ilościowego. Szef Fed powtórzył też, że nadmierne ograniczanie wydatków publicznych może być bardzo szkodliwe dla poprawy sytuacji ekonomicznej kraju, tym samym niejako robiąc wstęp dla późniejszego wystąpienia prezydenta Obamy. Ten, podczas przemówienia przed połączonymi izbami Kongresu, przedstawił warty 447 mld dolarów plan stymulacji gospodarki i utworzenia nowych miejsc pracy. Pakiet przewiduje ulgi podatkowe dla firm i pracowników oraz inwestycje w infrastrukturę. Zapewnił, że plan nie doprowadzi do zwiększenia deficytu i nawoływał polityków do szybkiego zatwierdzenia planu. Projekt wsparcia fiskalnego jest śmiały, jednak nie przyniósł wielkiego entuzjazmu na rynku. Po pierwsze w dużej mierze ma posłużyć polepszeniu przed przyszłorocznymi wyborami notowań prezydenta, które są obecnie najniższe od początku prezydentury. Po drugie nie wiadomo ile elementów pakietu przetrwa krytykę zarówno Republikanów, jak i Demokratów. Paraliż decyzyjny w Kongresie jest obecnie największą zmorą amerykańskiego systemu.
Obniżenie perspektyw wzrostu gospodarczego w strefie euro oraz status quo w kwestii luzowania polityki pieniężnej przez Fed prowadzą do systematycznego osuwania się eurodolara. W piątek unijna waluta pozostanie pod presją, a inwestorzy będą przyglądać się rozstrzygnięciom planu zamiany greckich obligacji. Dziś mija termin, do którego wierzyciele Grecji mieli zdecydować, czy wezmą udział w dobrowolnej zamianie obligacji na papiery o dłuższym terminie wykupu. Zamiana jest częścią drugiego pakietu ratunkowego dla Aten uchwalonego podczas unijnego szczytu 21 lipca. Grecja zagroziła, że anuluje wymianę, jeśli partycypacja uczestników nie wyniesie 90 proc. Choć może to być tylko taktyczna zagrywka mająca na celu skłonić więcej banków do wzięcia udziału w planie, to jednak fiasko podsyca niepewność i nerwowość na rynku.
Konrad Białas