Weekendowa decyzja o przeznaczeniu 720 mld euro na linie kredytowe dla państw zagrożonych utratą płynności sprowokowała inwestorów do odkupienia przecenionych aktywów. Odwagi inwestorom dodawały także działania banków centralnych – Bundesbank, ale także Bank Włoch i inne banki centralne w Europie przyznały się dziś do interwencji rynkowych polegających na kupnie obligacji rządowych i komercyjnych. Dzięki temu (i weekendowym deklaracjom stworzenia funduszu kryzysowego) rentowności obligacji krajów europejskich wyraźnie dziś spadały – greckie 10-letnie mają rentowność o 4,5 pkt proc.
Weekendowa decyzja o przeznaczeniu 720 mld euro na linie kredytowe dla państw zagrożonych utratą płynności sprowokowała inwestorów do odkupienia przecenionych aktywów. Odwagi inwestorom dodawały także działania banków centralnych – Bundesbank, ale także Bank Włoch i inne banki centralne w Europie przyznały się dziś do interwencji rynkowych polegających na kupnie obligacji rządowych i komercyjnych.
Dzięki temu (i weekendowym deklaracjom stworzenia funduszu kryzysowego) rentowności obligacji krajów europejskich wyraźnie dziś spadały – greckie 10-letnie mają rentowność o 4,5 pkt proc. niższą niż jeszcze w piątek, drożały także obligacje Portugalii i Hiszpanii, spadały koszty CDS (kosztów zabezpieczeń przed bankructwem) dla europejskich instytucji finansowych. Rosły za to rentowności obligacji japońskich, amerykańskich i niemieckich, które wcześniej korzystały na światowej awersji do ryzyka.
Najbardziej spektakularne były jednak wzrosty indeksów giełdowych. Indeks giełdy hiszpańskiej zyskał 13 proc., węgierskiej 11 proc., a greckiej 9,5 proc. W tym towarzystwie wzrost WIG20 o ponad 5 proc. wygląda na skromny, choć po raz ostatni zwyżkę w takiej skali oglądaliśmy na GPW 22 września 2009 roku. Warto jednak podkreślić, że choć indeks blue chips odrobił przeszło 120 pkt w porównaniu do sesji piątkowej, tylko 50 pkt zyskał w trakcie sesji, a zwyżce towarzyszyły wyraźnie zmniejszone obroty (o prawie połowę mniejsze niż w piątek).
Wygląda więc na to, że chętnych na przecenione akcje nie ma aż tak wielu, jak wskazywałaby na to skala wzrostu indeksu. Wszak już po otwarciu indeks zyskiwał dobrze ponad 3 proc. i kupno akcji po cenach z piątku było niemożliwe. WIG20 odrobił w całości stratę z trzech wcześniejszych dni, ale jeśli wziąć pod uwagę przecenę z całego ubiegłego tygodnia, to jest dopiero w połowie drogi. WIG20 znajduje się także tuż poniżej średniej z ostatnich 50. sesji, co może oznaczać wyhamowanie tempa wzrostów na kolejnych sesjach. Twierdzenia o powrocie rynku do hossy wydają się więc nieco przedwczesne.
Złoty zyskał dziś 3 proc. wobec euro, które zakończyło dzień niewiele powyżej 4 PLN (wobec 4,22 PLN, które trzeba było zapłacić w połowie piątkowej sesji). Oczywiście był to efekt wzrostu euro wobec dolara – momentami wspólnej walucie udawało się wrócić powyżej 1,30 USD, ale na koniec dnia było to 1,283 USD. Także i w tym przypadku do zmiany trendu (na wzrostowy) daleka jeszcze droga. Dolar spadł wobec złotego o 4 proc. do 3,127 PLN, a frank o 3,5 proc. do 2,83 PLN.
Na fali optymizmu o 2,1 proc. podrożała dziś ropa, a o 2,7 proc. miedź, natomiast inwestorzy realizowali zyski z ostatniego wzrostu notowań złota, które dziś potaniało o 0,7 proc. Warto dodać, że odbicie na rynkach, które obserwowaliśmy w ciągu dnia było na tyle silne, że część inwestorów realizowała już zyski, dlatego ani maksymalne poziomy notowań złotego, ani surowców nie zostały utrzymane do końca dnia.
Emil Szweda