Mimo początkowych spadków, S&P do końca sesji zdołał z małą nawiązką odrobić straty. Odważna akcja kupujących nie poprawiła jednak nastrojów w Azji, ani na rynkach Ameryki Południowej. W Europie też nie poprawi. W czwartek nastroje na rynkach rozwiniętych wyraźnie się pogorszyły w pierwszej części dnia, dopiero po południu – widząc stopniową poprawę sentymentu na Wall Street, na części rynków europejskich pojawiło się dość optymizmu, by tę poranną słabość odrobić.
Mimo początkowych spadków, S&P do końca sesji zdołał z małą nawiązką odrobić straty. Odważna akcja kupujących nie poprawiła jednak nastrojów w Azji, ani na rynkach Ameryki Południowej. W Europie też nie poprawi.
W czwartek nastroje na rynkach rozwiniętych wyraźnie się pogorszyły w pierwszej części dnia, dopiero po południu – widząc stopniową poprawę sentymentu na Wall Street, na części rynków europejskich pojawiło się dość optymizmu, by tę poranną słabość odrobić.
Niemniej, nadal kłuje w oczy postawa giełd południowoamerykańskich. Indeks giełdy w Meksyku spadł wczoraj o 0,9 proc. i zanotował zamknięcie najniższe od blisko trzech miesięcy, indeks giełdy w Buenos Aires dołożył 2,6 proc. do wcześniejszych – także wysokich już – strat, tracąc w tym tygodniu już 6 proc. Zachowanie Wall Street mocno kontrastuje więc z zachowaniem rynków wschodzących, co prowadzi do wniosku, że inwestorzy spłoszeni wizją narastającej presji inflacyjnej, wycofują z nich kapitał i kierują go do USA i na inne rynki rozwinięte, spodziewając się, że wzrost cen żywności będzie miał dla tych gospodarek mniej dotkliwe skutki.
Na rynkach azjatyckich sytuacja była bardzo podobna, do wczorajszej. Wzrósł Shanghai Composite (o 0,3 proc.), pozostałe parkiety notowały straty. Co ciekawe Kospi spadł o 1,6 proc., choć bank centralny wbrew oczekiwaniom nie zdecydował się na kolejną podwyżkę stóp procentowych. Od otwarcia w poniedziałek Kospi stracił już 5,95 proc. i jest na najniższym poziomie od dwóch miesięcy.
Sesję w Europie zaczniemy więc raczej w ponurych nastrojach, mimo dobrego zachowania Wall Street wczoraj (bo obrona rynku przed spadkiem ma wydźwięk bardzo pozytywny, nawet jeśli wygląda tylko na odsunięcie korekty w czasie). Kontrakty na S&P spadają w handlu przed sesyjnym o 0,5 proc., więc te rynki europejskie, które wykazały się wczoraj odpornością, dziś raz jeszcze poddane zostaną presji sprzedających. Walka o utrzymanie poziomów powinna być przeprowadzona na poziomie wczorajszych minimów. Dla WIG20 oznacza to obronę 2 700 pkt. Ich przełamanie byłoby wyraźnym potwierdzeniem zmiany rynkowego sentymentu.
W tym kontekście kluczowe mogą okazać się dzisiejsze dane o inflacji w Niemczech i inflacji producentów w Wielkiej Brytanii. Wczoraj Axel Weber – typowany na nowego szefa ECB prezes Bundesbanku, wzbudzający ostatnio sporo kontrowersji – powiedział, że Europejski Bank Centralny nie zawaha się podnieść stóp jeśli pojawi się presja inflacyjna. Dane z Niemiec mają więc szczególne dla rynków znaczenie, a pojawienie się zagrożenia z tej strony mogłoby mieć przykre konsekwencje dla posiadaczy akcji.
Oczywiście do listy zagrożeń można dopisać rozwój sytuacji w Egipcie, czy dzisiejsze dane o spadku dynamiki produkcji przemysłowej w Indiach. Również nieoficjalne doniesienia o ponowieniu interwencji ECB na rynku obligacji Portugalii (ECB miałby skupować 5-letnie papiery rządu lizbońskiego) nie budują zaufania do rynków. Jednak trzeba przy tym pamiętać, że emocje i nadmiernie pobudzona wyobraźnia są złym doradcą. Spadek WIG20 poniżej 2 695 pkt byłby zaledwie wstępnym sygnałem potwierdzającym możliwość zmiany średnioterminowego trendu z bocznego na spadkowy.
Emil Szweda