Dotkliwymi stratami przyjęli inwestorzy w Azji wieść o obniżeniu ratingu USA przez agencję S&P i spadków można spodziewać się także w Europie. Niemniej, przecena nie powinna mieć formy kataklizmu. Decyzja S&P wywołała lawinę komentarzy od oburzenia na obniżkę ratingu (oczywiście ze strony administracji), przez wyrazy poparcia dla USA (przez wierzycieli, którzy nie mają żadnego wyboru), po ostrzeżenia, że na jednym cięciu się nie skończy (inwestorzy, którzy mają długie pozycje w złocie i franku).

Dotkliwymi stratami przyjęli inwestorzy w Azji wieść o obniżeniu ratingu USA przez agencję S&P i spadków można spodziewać się także w Europie. Niemniej, przecena nie powinna mieć formy kataklizmu.

Decyzja S&P wywołała lawinę komentarzy od oburzenia na obniżkę ratingu (oczywiście ze strony administracji), przez wyrazy poparcia dla USA (przez wierzycieli, którzy nie mają żadnego wyboru), po ostrzeżenia, że na jednym cięciu się nie skończy (inwestorzy, którzy mają długie pozycje w złocie i franku). Z całego tego galimatiasu trudno wyciągnąć ewidentne wnioski, ale na szczęście pomagają w tym inwestorzy, którzy podjęli już swoje decyzje.

Spadki na giełdach w Azji sięgają od 2,2 proc. w Tokio, po 5,1 proc. w Dżakarcie (i 5,7 proc. w Szanghaju w przypadku indeksu B-Shares). Oczywiście przecena jest dotkliwa, ale nie jest to kataklizm, z którego inwestorzy nie mogliby się podnieść. Nie pierwszy i nie ostatni to raz, kiedy indeksy tracą kilka procent jednego dnia. Spadek w Tokio jest wyraźnie skromniejszy niż na pozostałych rynkach (Kospi stracił 3,8 proc., Hang Seng 3,5 proc., All Ordinaries 2,7 proc.) co należy wiązać z zapowiedziami dalszych interwencji banku centralnego, który zamierza osłabić jena. Warto jednak zwrócić uwagę, że początkowe straty indeksów były większe, Kospi spadał nawet o 7,4 proc. Panika okazała się krótkotrwała i została opanowana.

W Europie paniki nie powinniśmy oglądać, przynajmniej nie na starcie notowań. Oczywiście reakcja będzie negatywna, ale o tym jak sytuacja się rozwinie, zadecydują rynki obligacji. Tu jest szansa na poprawę, ponieważ Europejski Bank Centralny zapowiedział intensywne działania na rynkach obligacji, co zostało odczytane jako zapowiedź skupu papierów Włoch i Hiszpanii. Krok ten krytykują już Niemcy, ale to historia z dłuższym terminem ważności. Na rynkach mamy teraz perspektywy godzinowe i można założyć, że ECB co najmniej utrzyma, a może i podniesienie ceny najważniejszych chwilowo papierów. Warto też sprawdzić jak zareagują obligacje niemieckie i francuskie na działania ECB, który toczy grę o przetrwanie euro, ale jednocześnie osłabia w ten sposób własną wiarygodność.

Warszawa nie zostanie oczywiście pominięta w tych kalkulacjach. Linią obrony jest piątkowy dołek (2369 pkt dla WIG20), ale nie sądzę, by indeks spadł tak nisko. Idąc w zgodzie z komentarzem z piątku – to jest oczekując korekcyjnego odbicia na rynkach – spodziewam się raczej, że spadkowe otwarcie doda inwestorom wiary w to, że najgorsze chwile już za nimi. Wiele będzie jednak zależało od tego, jak reagować będą rynki amerykańskie. Biorąc pod uwagę ostatni popyt na amerykańskie papiery, podyktowany nie ratingiem (mocno spóźnionym wobec rynkowej zmiany wyceny CDSów), lecz poszukiwaniem bezpiecznej przystani, może się okazać, że reakcja rynku obligacji będzie znacznie odbiegała od kreślonych tu i ówdzie wizji apokalipsy. To zaś łatwo mogłoby obrócić się na korzyść rynków akcji.

Istotnych danych dziś nie ma, wiadomo tylko, że mocny frank nie zaszkodził miejscom pracy w Szwajcarii (stopa bezrobocia nadal wynosi 2,8 proc.). Inwestorzy zostawieni są więc z własnymi myślami. Te najchętniej kierują się ku metalom szlachetnym, złoto i srebro zyskują rano po 3-4 proc., w takim samym stopniu tanieje ropa w obawie przed spadkiem popytu w obliczu recesji. Frank notowany jest poniżej rekordowych wartości z poprzedniego tygodnia (choć na otwarciu wyskoczył powyżej 3,76 PLN), co jak dotąd jest najlepszą wiadomością dnia.

Emil Szweda

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj