Po neutralnej sesji w USA nastroje inwestorów wyraźnie pogorszyły się dziś w nocy. MFW obniżył prognozy wzrostu gospodarczego dla USA i Japonii, Alcoa rozczarowała wynikami, a Fukushima jest już równie groźna co Czarnobyl. Prawdę mówiąc kilkudniowe trwanie amerykańskich indeksów tuż poniżej poziomów rekordy hossy coraz bardziej wyglądało na niepewne
Po neutralnej sesji w USA nastroje inwestorów wyraźnie pogorszyły się dziś w nocy. MFW obniżył prognozy wzrostu gospodarczego dla USA i Japonii, Alcoa rozczarowała wynikami, a Fukushima jest już równie groźna co Czarnobyl.
Prawdę mówiąc kilkudniowe trwanie amerykańskich indeksów tuż poniżej poziomów rekordy hossy coraz bardziej wyglądało na niepewne przestępowanie z nogi na nogę niż na mobilizację obozu byków przed decydującą szarżą. Zwłaszcza, jeśli pamiętać w jakich okolicznościach (ignorując serię złych danych, powstanie w Libii i dramat w Japonii) amerykańskie indeksy do rekordów dotarły. Znacznie bardzie żywiołowych wskazań dostarczyły w ostatnim czasie indeksy giełd Ameryki Południowej, które także rosły do pierwszych dni kwietnia, ale przez ostatnie cztery sesje zdradzają wyraźne oznaki słabości (wczoraj straciły blisko 1 proc.).
Kiedyś musiało dojść do przesilenia i rozstrzygnięcia sytuacji i być może właśnie wtorek okaże się takim kluczowym dniem dla rynków. Okoliczności poranka nie są jednak miłe – inwestorzy dostali solidną porcję negatywnych informacji. Wyniki gorsze od oczekiwań – po stronie przychodów ze sprzedaży – przedstawiła Alcoa. Jej akcje spadły w handlu posesyjnym o 3 proc., również notowania azjatyckich spółek z branży obniżyły loty. Kolejne trzęsienie ziemi w pobliżu Tokio zbiegło się w czasie z podniesieniem stopnia zagrożenia atomowego w Fukushimie z piątego na siódmy, co oznacza taki sam stopień zagrożenia wyciekiem jak w przypadku Czarnobyla. Dodatkowo rząd w Tokio przyznał, że koszty gospodarcze trzęsienia ziemi będą wyższe niż pierwotnie szacowano (ale tak zwykle bywa z szacowaniem kosztów odbudowy). Nikkei spadł dziś rano o 1,7 proc. (zmniejszając rozmiar strat w końcówce), a Kospi o 1,55 proc. Kwadrans po ósmej Hang Seng tracił 1,3 proc., a SCI rósł o 0,3 proc.
Spadają także notowania surowców, w tym miedzi, ropy i złota. Nic w tym dziwnego, w końcu jeszcze dwa dni temu osiągały one rekordowe poziomy.
Realizacja zysków musiała się kiedyś pojawić, a pretekst dał raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który obniżył z 3 do 2,8 proc. prognozę wzrostu gospodarczego USA, dodając, że gorsze perspektywy stwarza właśnie droga ropa. MFW obniżył także prognozy dla Japonii, ale podniósł (o 0,1 pkt proc.) dla krajów Unii.
Obraz przed rozpoczęciem notowań w Europie nie wygląda więc dobrze, jeśli uzupełnić go informacją o spadku kontraktów na S&P o 0,5 proc. dziś rano. Ale w tym miejscu trzeba też wspomnieć o szansach – jeśli rynki ponownie obronią się przed przeceną, mimo serii negatywnych czynników (czy ich wymowa rzeczywiście jest tak fatalna, można dyskutować – według MFW wzrost światowy sięgnie 4 proc., a droga ropa go nie powstrzyma, wyciek z Fukushimy już jest faktem, a nie nową informacją, kłopoty Japonii są szansą Chin i Korei), atmosfera odmienić się może radykalnie. Dlatego wyniku dzisiejszej sesji nie można z góry przesądzać. Trzeba wprawdzie sporej dozy optymizmu, by dostrzec techniczny potencjał światowych indeksów do dalszych zwyżek bez wcześniejszej korekty, ale nie o subiektywne odczucia tu chodzi.
Dla WIG20 dobrym miernikiem siły rynku jest poziom wczorajszego (i środowego zarazem) minimum sesji. Obrona 2 890 pkt wskazywałaby na siłę rynku i na możliwość marszu w kierunku 3 tys. pkt bez dodatkowych przystanków. Zejście niżej nie byłoby też specjalnie niebezpieczne, a raczej skutkowałoby pożądanym schłodzeniem wskaźników technicznych. Test 2 800 pkt przez WIG20 nie byłby niczym groźnym dla perspektyw rynku w średnim terminie.
Emil Szweda