Słabość WIG20 względem zachodnich parkietów nie była incydentem. Podobnie in minus odstawał BUX, a za Atlantykiem Merval i Bovespa. Jednak szanse na zwyżki nie są przekreślone. Podczas gdy indeksy Europy Zachodniej kontynuowały wczoraj zwyżki rozpoczęte w poniedziałek, indeksy polskiej i węgierskiej giełdy od dwóch dni drepczą w miejscu, wczoraj wieczorem do grona niezdecydowanych parkietów dołączyły rynki w Argentynie i Brazylii.
Słabość WIG20 względem zachodnich parkietów nie była incydentem. Podobnie in minus odstawał BUX, a za Atlantykiem Merval i Bovespa. Jednak szanse na zwyżki nie są przekreślone.
Podczas gdy indeksy Europy Zachodniej kontynuowały wczoraj zwyżki rozpoczęte w poniedziałek, indeksy polskiej i węgierskiej giełdy od dwóch dni drepczą w miejscu, wczoraj wieczorem do grona niezdecydowanych parkietów dołączyły rynki w Argentynie i Brazylii. Nie koniecznie musi się to okazać niepokojącym zjawiskiem, ponieważ wcześniej rynki wschodzące zachowały się znacznie lepiej niż rozwinięte. Bovespa i Merval swoje dołki zanotowały już w pierwszej dekadzie sierpnia, a druga runda wyprzedaży z zeszłego tygodnia nie zdołała zepchnąć tych indeksów w okolice minimów, co stało się przecież na większości rynków rozwiniętych. Z drugiej strony S&P po wczorajszej zwyżce o 1,3 proc. ma wciąż dobrze ponad 2,5 proc. do przebycia, aby wrócić na szczyt z początku poprzedniego tygodnia. Tymczasem indeksy giełd rynków wschodzących ustawiły się na analogicznej pozycji znacznie wcześniej. Ostatnie sesje nie byłyby w takim układzie sygnałem do niepokoju, lecz tylko cierpliwym oczekiwaniem na dalszy bieg wypadków. Nie ulega bowiem wątpliwości, że to Wall Street rozstrzygnie o losach koniunktury na światowych giełdach akcji.
W oczekiwaniu na pozytywne rozstrzygnięcia dziś rano rosły indeksy giełd azjatyckich. Nikkei zyskał 1,5 proc., a Kospi 0,6 proc., zaś indeks giełdy w Szanghaju wystrzelił o 2,9 proc. To reakcja na lepsze niż oczekiwano dane makro, które napłynęły wczoraj z USA. Zarazem jest to pewnego rodzaju potwierdzenie słów z wcześniejszych komentarzy porannych – indeksy cofnęły się za głęboko w stosunku do stanu gospodarki, która przeżywa spowolnienie, ale jeszcze nie recesję.
Interesujące, że mimo dobrych danych indeksy wzrosły, choć dzień wcześniej za pretekst do wzrostów podawano właśnie słabsze dane (wstępne odczyty PMI). Dzień wcześniej uważano, że słabe dane „pomogą” Fed podjąć decyzję o kolejnej rundzie pompowania gotówki do gospodarki. A przecież wraz z danymi sugerującymi, że wzrost gospodarczy się utrzymuje, szanse na QE3 spadają. Dziś jednak nikomu to nie przeszkadza. Wniosek? To nie na nadziejach na działania Bernanke opiera się obecna zwyżka. Podstawą jest wcześniejsze wyprzedanie rynku i zbyt pospieszne dyskontowanie nadejście gospodarczej katastrofy. Prawdopodobnie właśnie z rozwiewanymi nadziejami na QE3 należy wiązać spadek cen złota, który sięga już 9 proc. (licząc od szczytu z początku tygodnia). Sporo mówi się także o krótkich pozycjach zbudowanych na tym rynku przez banki inwestycyjne. Zmiana wielkości depozytu zabezpieczającego wprowadzona w tym tygodniu przez giełdę metali w Szanghaju, choć często podawana jako główny powód obecnej przeceny (dlaczego więc nie uderzyła w poniedziałek?) nie ma tu aż tak dużego znaczenia.
Spadek notowań złota jest jednak dobrym omenem dla rynku akcji. Dziś zabraknie istotnych dla rynku publikacji (poza cotygodniowym raportem z rynku pracy w USA), inwestorzy skazani są więc na „czytanie” znaków, które generuje sam rynek. Spadek notowań złota jest jednym z nich – poziom obaw o gospodarczy krach wyraźnie zmalał w ostatnich dwóch dniach, co powinno pomóc w kontynuacji odbicia.
Jest to o tyle ważne, że jeśli indeksy dotrą do szczytów z początku poprzedniego tygodnia, wiele z nich stanie przed szansą narysowania formacji podwójnego dna, co w przypadku WIG20 (musiałby dotrzeć i przekroczyć poziom 2400 pkt) dałoby szansę na wzrost w okolice 2600 pkt lub nawet wyżej i to w dość krótkim czasie. Pomagać w tym celu będą dzisiejsze informacje – raport kwartalny PZU, którego zysk przekroczył oczekiwania analityków, deklaracja Tauronu, który zamierza wypłacać dywidendę mimo dokonanych inwestycji, czy wyniki Lotosu (choć słabsze od oczekiwań, to lepsze niż przed rokiem o 900 mln PLN).
Inwestorzy na świecie będą obserwować notowania Applea po rezygnacji założyciela spółki z funkcji prezesa. Ważniejsza od wniosku, że nikt nie jest niezastąpiony, wydaje mi się konstatacja, że żadne pieniądze nie są w stanie zapobiec temu co nieuchronne.
Emil Szweda