Ceny ropy silnie spadły dziś w nocy schodząc z poziomu 103 do 96 dolarów za baryłkę. Dało to silny impuls wzrostowy giełdom azjatyckim i nie pozostanie bez wpływu na notowania w Europie. Przyczyn korekty cen ropy można znaleźć kilka. Po pierwsze tempo jej wzrostu w ostatnich dniach było zbyt silne by mogło zostać utrzymane. Realizacja zysków kiedyś musiała nastąpić, a panika medialna jest do tego odpowiednim momentem. Po drugie chodzi o rozwój sytuacji w Libii.
Ceny ropy silnie spadły dziś w nocy schodząc z poziomu 103 do 96 dolarów za baryłkę. Dało to silny impuls wzrostowy giełdom azjatyckim i nie pozostanie bez wpływu na notowania w Europie.
Przyczyn korekty cen ropy można znaleźć kilka. Po pierwsze tempo jej wzrostu w ostatnich dniach było zbyt silne by mogło zostać utrzymane. Realizacja zysków kiedyś musiała nastąpić, a panika medialna jest do tego odpowiednim momentem. Po drugie chodzi o rozwój sytuacji w Libii. Inwestorzy uświadomili sobie, że Kadafi kontroluje już tylko Trypolis, natomiast złoża ropy znajdują się na wschodzie kraju opanowanym przez rebeliantów. Pogłoski o przejściu syna Kadafiego na stronę rewolucjonistów, domniemania jakoby sam dyktator szykował się do ucieczki, a nawet pogłoski o jego śmierci ubiegłej nocy także sprzyjają korekcie (choć nikt nie ma pojęcia czy era „po Kadafim” będzie rzeczywiście lepsza dla rynków). Wreszcie uspokajająco podziałało też wspólne wystąpienie przedstawicieli Arabii Saudyjskiej, USA i Międzynarodowej Agencji Energii, które twierdzą, że są w stanie skompensować brak libijskiej ropy na rynku.
Dlatego inwestorzy w Azji nie przejęli się wcale trzecim kolejnym spadkiem indeksów w USA, który był zresztą symboliczny. Dane z rynku pracy w Stanach były niezłe, o zamówieniach na dobra trwałe neutralne, o sprzedaży nowych domów kiepskie. Ale w tych dniach liczy się cena baryłki ropy, nic innego. Rynki Ameryki Południowej zachowały się neutralnie, za wyjątkiem parkietu w Argentynie – indeks spadł o 1,4 proc. i znalazł się najniżej od dwóch miesięcy.
Impulsów silnie negatywnych więc zabrakło i indeksy w Azji mogły dziś odbijać. Hang Seng zyskał 2 proc. (po ostrym finiszu w końcówce), Nikkei wzrósł o 0,7 proc., podobnie jak Kospi. Cała trójka systematycznie umacniała się w miarę przebiegu sesji. Wzrostom cen akcji w Tokio sprzyjały też dane o najniższym od blisko dwóch lat tempie spadku cen. Deflacja w styczniu wyniosła 0,2 proc., w czym spory udział (tj. w ograniczeniu deflacji) mają drożejące surowce. Słabo na tym tle wypadł Shanghai Composite (nie zmienił się), ale indeks tej giełdy zyskiwał w poprzednich dniach.
W Europie nastroje ulegną zatem poprawie, a odbicie po wcześniejszej przecenie jest więcej niż prawdopodobne. Kalendarium publikacji na dziś nie przewiduje danych dużego kalibru. Poznamy dynamikę wydatków francuskich konsumentów (przed sesją), oraz ostateczny odczyt PKB w USA (oczekiwane 3,3 proc.) za IV kwartał plus odczyt indeksu Uniwersytetu Michigan. Bloomberg, który prowadzi swój własny indeks nastrojów konsumentów wskazuje, że poprawił się on w ciągu tygodnia, a odsetek gospodarstw spodziewających się poprawy wzrósł do 49 proc. Dzisiejsze publikacje nie powinny więc w odbiciu przeszkadzać.
Kontrakty na S&P rosną w handlu przedsesyjnym, mamy więc szanse na dobre otwarcie w Warszawie. Poranne publikacje raportów kwartalnych mają pozytywny wydźwięk, co powinno także korzystnie oddziaływać na nastroje inwestorów. Sytuacja w Warszawie jest bardzo ciekawa, ponieważ WIG20 skutecznie bronił się przed przeceną w ostatnich dniach. Z tego powodu także odbicie może nie być najsilniejsze, ponieważ nie czego odreagowywać, wyjście powyżej maksimum z tego tygodnia (2 681 pkt) byłoby dużym sukcesem. Lecz dopiero powrót powyżej 2 700 pkt pozwoliłby zmienić nastawienie do rynku.
Emil Szweda