W dniu debiutu PZU na GPW zanotowano najwyższe w historii obroty na poziomie 6,7 mld PLN. Debiut przyćmił notowania pozostałych spółek, a WIG20 odstawał nieznacznie od indeksów europejskich. Debiut PZU okazał się udany, ale struktura sprzedaży (liczba zleceń po 30 akcji i mniejszych) wskazuje, że wielu inwestorów indywidualnych zanotowało incydentalny tylko kontakt z papierami ubezpieczyciela. Cóż – zarobek rzędu 12-15 proc. w czasie dwóch tygodni, w wyjątkowo niepewnym okresie na rynkach finansowych, prowokuje wręcz do realizacji zysków.
W dniu debiutu PZU na GPW zanotowano najwyższe w historii obroty na poziomie 6,7 mld PLN. Debiut przyćmił notowania pozostałych spółek, a WIG20 odstawał nieznacznie od indeksów europejskich. Debiut PZU okazał się udany, ale struktura sprzedaży (liczba zleceń po 30 akcji i mniejszych) wskazuje, że wielu inwestorów indywidualnych zanotowało incydentalny tylko kontakt z papierami ubezpieczyciela.
Cóż – zarobek rzędu 12-15 proc. w czasie dwóch tygodni, w wyjątkowo niepewnym okresie na rynkach finansowych, prowokuje wręcz do realizacji zysków. Zwykle dzień debiutu prywatyzowanej spółki jest także dniem największych obrotów w historii jej notowań, właśnie za sprawą inwestorów indywidualnych realizujących zyski już pierwszego dnia debiutanta na parkiecie.
Łatwo się domyślić, że akcje odbierali inwestorzy instytucjonalni, co stwarza pewną nadzieję na dalszy wzrost kursu (o ile ich apetyt nie został zaspokojony pierwszego dnia notowań). Taką nadzieję daje także zakończenie sesji wzrostem kursu do nowego szczytu (360 PLN to o 15,2 proc. powyżej ceny emisyjnej), choć przy tej cenie pojawiły się już duże (być może umówione) zlecenia sprzedaży.
Na obroty pozostałymi akcjami przypadło 1,6 mld PLN. W przypadku WIG20 zanotowaliśmy obroty najwyższe od trzech dni, a sam indeks – dzięki niezłej końcówce – dotarł w okolice średniej z ostatnich 50 sesji, nie przekraczając jej jednak. Większości indeksów na świecie wiodło się dziś nieco lepiej niż naszemu indeksowi blue chips (który już od poniedziałku ma zostać zasilony PZU) – londyński FTSE zyskał 1,7 proc., a DAX nawet 2,6 proc. Inwestorzy – po okresie kierowania się emocjami – znów zaczęli przykładać wagę do bieżących publikacji, a te były dziś niezłe dla rynków akcji. Niemiecki PKB wzrósł o 0,2 proc. w I kwartale (oczekiwano zerowej dynamiki), produkcja przemysłowa w strefie euro wzrosła o 1,3 proc. w marcu (oczekiwano 1 proc.), wzrosła także liczba wniosków o kredyt hipoteczny w USA (o 3,9 proc.).
U nas warto zwrócić uwagę na dzisiejszy raport Związku Banków Polskich, wedle którego liczba udzielonych w I kwartale kredytów hipotecznych wzrosła o ok. 25 proc. r/r. Biorąc poprawkę na słaby styczeń i luty (ze względu na aurę) dane można uznać rzeczywiście za niezłe. Część inwestorów – po lekturze opublikowanych dotąd wyników kwartalnych banków – może na podstawie raportu łatwo dojść, które z rodzimych banków osiągnęły najwyższą dynamikę sprzedaży kredytów hipotecznych (dotyczy to także banków, które raportów jeszcze nie opublikowały).
Na rynku walutowym obserwujemy dalszy ciąg uspokojenia. Euro krąży w okolicach 1,27 USD, ale trzeba odnotować, że nie osiąga nowych minimów. To wystarczyło do tego, żeby u nas dolar spadł o 0,6 proc. do 3,126 PLN, a euro o 1 proc. do 3,965 PLN (najniższy kurs od 4 maja). Kurs franka spadł zaś do 2,822 PLN (o 0,7 proc.).
Do myślenia daje konsekwentny wzrost cen złota – dziś uncja kosztowała już 1244 USD, czyli najwięcej w historii. Albo jest to spóźniony popyt pochodzący z paniki na rynkach finansowych, albo część inwestorów jest przekonana, że nastąpi ciąg dalszy perturbacji. Ropa i miedź podrożały dziś, ale zaledwie o 0,2 proc. – tutaj wiary w odrodzenie trendu wzrostowego nie widać.
Emil Szweda