Bez wątpienia serwisy zaakcentują silny wzrost Nikkei, który pozwolił odrobić połowę strat z katastrofalnej, wtorkowej sesji. Jednak warto zwrócić uwagę, że wzrost nie był kontynuowany w czasie sesji. Końcówka notowań w Europie upłynęła pod znakiem minimalizowania strat, w czym pomagały oczekiwania na przebieg sesji w USA. Po początkowym silnym spadku S&P, oczekiwania te zostały spełnione, mimo że sesja na Wall Street zakończyła się zniżką indeksów. Inwestorów wspomagał

Bez wątpienia serwisy zaakcentują silny wzrost Nikkei, który pozwolił odrobić połowę strat z katastrofalnej, wtorkowej sesji. Jednak warto zwrócić uwagę, że wzrost nie był kontynuowany w czasie sesji.

Końcówka notowań w Europie upłynęła pod znakiem minimalizowania strat, w czym pomagały oczekiwania na przebieg sesji w USA. Po początkowym silnym spadku S&P, oczekiwania te zostały spełnione, mimo że sesja na Wall Street zakończyła się zniżką indeksów. Inwestorów wspomagał Fed, który w komunikacie po posiedzeniu zrezygnował z określeń typu „rozczarowujący wzrost gospodarczy”. Fed widzi szansę na stopniową poprawę rynku pracy i dalszy powolną poprawę w gospodarce. Co prawda, oznaczać to może zakończenie programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej w czerwcu, ale jest to raczej dobra perspektywa, a sam wydźwięk komunikatu jest pozytywny, biorąc pod uwagę ostatnie efekty posiedzenia FOMC. Zwróćmy też uwagę, że inwestorzy na rynkach Ameryki Południowej także koncentrowali się wczoraj na odrabianiu początkowych strat, w czym najsłabiej poradzono sobie w Argentynie (Merval spadł o 2,8 proc.), a najlepiej w Brazylii (Bovespa straciła 0,2 proc.).

W Azji zanotowano silne wzrosty indeksów, ale przestrzegałbym przed nadmiernie optymistyczną interpretacją tego ruchu. Należy go rozpatrywać jako formę kontynuacji odbicia rozpoczętego już w połowie wtorkowej sesji. Na większości rynków wzrost zatrzymał się zaraz po otwarciu notowań i dalej trwała już tylko walka o utrzymanie jego skali. Wyjątkiem jest SCI, który wzrósł o skromne 1,2 proc. (w porównaniu do 5,7-proc. zwyżki Nikkei czy 1,8-proc. Kospi), ale wspinał się przez cały dzień, co jest zasługą odczytu indeksu wskaźników wyprzedzających w Chinach, który wzrósł o 0,3 proc.

W Europie otwarcie będzie zapewne wzrostowe, ale dalsza część dnia wcale nie musi przynieść kontynuacji tego ruchu, bowiem inwestorzy mają już inne zmartwienia niż kierunek wiatru nad Japonią. Moodys obniżyła ocenę ratingu Portugalii o dwa stopnie i pozostawiła perspektywę negatywną dla jego dalszej oceny, obawiając się niewystarczającego wzrostu gospodarczego i konieczności dokapitalizowania banków. W Bahrajnie zaś nadal sytuacja daleka jest od wyjaśnienia, podobnie jak w Libii. Liczyć będą się także dzisiejsze dane. Chodzi o inflację w strefie euro (11:00), która może mieć wpływ na interpretację przyszłych działań ECB (prezes Jean Cloude Trichet niedwuznacznie zapowiedział podwyżkę stóp procentowych w strefie euro, ale przez ostatni tydzień zmieniło się bardzo wiele). U nas z kolei poznamy dynamikę wynagrodzeń (14:00), która bardzo interesuje Marka Belkę, prezesa NBP. Do tego dochodzą dane o kondycji budownictwa mieszkaniowego w USA (14:00) i w Polsce (14:00), przy czym dalszy wzrost liczby budów w Polsce może paradoksalnie zaszkodzić notowaniom deweloperów, ponieważ może to grozić nadpodażą na słabnącym rynku kredytowym.

Notowania ropy nieznacznie odbijają dziś rano, co nie powinno jednak zagrozić rynkom akcji w Europie, kupujący mają bowiem wsparcie w postaci nieznacznego wzrostu notowań kontraktów na S&P. Spadają kontrakty na kukurydzę, ponieważ oczekiwany jest mniejszy popyt ze strony Japonii, rosną zaś notowania miedzi. Jest to układ sprzyjający indeksom (oddalający obawy inflacyjne, pozwalający korzystać na wzroście cen surowców przemysłowych). Ale o obrazie sesji zadecydują dane „inflacyjne”.

Emil Szweda

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj