Początek dzisiejszej sesji nie mógł być zaskoczeniem. Po wczorajszym rajdzie byków na Wall Street i przedłużeniu optymizmu na azjatyckich rynkach wzrostowy początek był przesądzony. Najważniejszym pytaniem było czy uda się popytowi utrzymać początkową przewagę i zakończyć dzień powyżej maksimów z poprzedniego tygodnia. Byłaby to dość przekonująca kontynuacja trwającego odbicia, ale niestety tego celu nie udało się zrealizować.
Początek dzisiejszej sesji nie mógł być zaskoczeniem. Po wczorajszym rajdzie byków na Wall Street i przedłużeniu optymizmu na azjatyckich rynkach wzrostowy początek był przesądzony.
Najważniejszym pytaniem było czy uda się popytowi utrzymać początkową przewagę i zakończyć dzień powyżej maksimów z poprzedniego tygodnia. Byłaby to dość przekonująca kontynuacja trwającego odbicia, ale niestety tego celu nie udało się zrealizować.
Po początkowym wybiciu bykom ewidentnie brakowało kapitału do dalszego podnoszenia indeksu. Do południa rynek praktycznie stał w miejscu i w trwającym letargu minimalnie osuwał się pod własnym ciężarem. Na inwestorach nie zrobiła żadnego wrażenia informacja o niemieckiej produkcji przemysłowej, która wzrosła w maju o 2,6 proc., podczas gdy oczekiwano tylko zwyżki o 0,9 proc. To szczególnie dobra informacja dla polskiej gospodarki, bo daje szansę na większy eksport w drugim kwartale, a przez to na większy krajowy wzrost gospodarczy.
W dalszych wzrostach niewątpliwie przeszkadzały doniesienia prasowe, mówiące że testy wytrzymałości, którym ma być poddane 91 europejskich banków nie powiedzą nic o kondycji sektora, bo nie zawierają w sobie realizacji żadnego negatywnego scenariusza, a jedynie wycenę bieżącej sytuacji. Trudno się temu dziwić patrząc na warunki w jakich mają być mierzone banki i stąd też płynie prosty wniosek, że jeżeli jakakolwiek instytucja nie przejdzie tych testów to dopiero wtedy rozpoczną się dla niej i dla euro naprawdę ciężkie czasy.
To co jednak interesowało dziś najbardziej rynki to komunikaty po posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego oraz Banku Anglii. Oba oczywiście pozostawiły stopy procentowe na niezmienionym poziomie, ale co istotne prezes ECB powiedział, że nie boją się o europejską gospodarkę, która powinna się rozwijać. Bykom pomógł też dzisiejszy komunikat Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który podniósł prognozy ogólnoświatowego wzrostu w 2010 roku aż do 4,6 proc. W tym optymistycznym komunikacie był jednak też negatywny czynnik, ponieważ podkreślono, że gospodarka Stanów Zjednoczonych może nie sprostać stawianym przed nią wymaganiom wzrostu w najbliższych kwartałach. Gracze pewnie by skoncentrowali się na tych informacjach, ale w tym samym czasie opublikowano tygodniowe dane o nowych amerykańskich bezrobotnych, które były minimalnie lepsze od oczekiwań. To w zupełności wystarczyło żeby wywołać krótkotrwały optymizm dzięki któremu WIG20 próbował powrócić do dziennych maksimów. Ta sztuka się nie udała i widząc słabość byków podaż zdołała zepchnąć indeks na poziom wczorajszego zamknięcia.
Wyższe otwarcie i wewnątrz sesyjna skuteczna kontra to jeszcze nic strasznego, ale stoi w sporej sprzeczności z dzisiejszymi cudami na Węgrzech, gdzie giełda wzrosła o 4,6 proc. Może to oznaczać, że do naszego regionu napływa większy kapitał, co powinno w skali kilku dni wygenerować wzrosty. Z tych powodów coraz większego znaczenia nabierają czerwcowo-majowe wsparcia i opór przy 2400 pkt. Wyjście poza tą skalę zmienności określi z jakim trendem będziemy mieli do czynienia.
Paweł Cymcyk