Choć okres dynamicznych wahań na razie mamy za sobą, a europejskie strachy związane z grupą PIIGS nieco przycichły, inwestorzy poruszają się po rynkach w dalszym ciągu bardzo ostrożnie. Niepewność jest wyraźnie widoczna po zmianach kierunku, w jakim podążają indeksy w ciągu dnia. Zaufania nie budzi także słabnące nadal euro. Jednak niedźwiedzie także boją się zaatakować bardziej zdecydowanie, choć okoliczności wciąż im sprzyjają.
Choć okres dynamicznych wahań na razie mamy za sobą, a europejskie strachy związane z grupą PIIGS nieco przycichły, inwestorzy poruszają się po rynkach w dalszym ciągu bardzo ostrożnie. Niepewność jest wyraźnie widoczna po zmianach kierunku, w jakim podążają indeksy w ciągu dnia. Zaufania nie budzi także słabnące nadal euro. Jednak niedźwiedzie także boją się zaatakować bardziej zdecydowanie, choć okoliczności wciąż im sprzyjają.
Polska GPW
Czwartkowa sesja w Warszawie zaczęła się od kontynuacji trwającego od początku tygodnia ruchu indeksów w górę. WIG20 i WIG zyskiwały na otwarciu po około 0,9 proc., a wskaźniki małych i średnich spółek nieco tylko mniej. Skala zwyżki szybko się jednak zmniejszała i jeszcze przed południem indeks największych firm znalazł się pod kreską, tracąc 0,3 proc. Wpływ na to miało pogorszenie się nastrojów na parkietach europejskich, spowodowane spadkami kontraktów na amerykańskie indeksy oraz gwałtownym osłabieniem się euro wobec dolara.
W trakcie pierwszej godziny handlu najmocniej, po około 2 proc. zyskiwały walory BRE, BZ WBK i Pekao oraz akcje PKN Orlen. Po trwającej kilka godzin walce o utrzymanie WIG20 nad kreską, pod koniec sesji byki jednak skapitulowały. Stawka liderująca wcześniej zwyżkom poddała się w końcu przecenie. Najbardziej spektakularnym przykładem były walory BRE, które traciły aż 3,6 proc. Akcje PZU trzymały fason, zmieniając się w przedziale od 354 do 361 zł, jednak obroty już dziś były zdecydowanie mniejsze niż w dniu debiutu i sięgnęły 1,3 mld zł.
Ostatecznie WIG20 zniżkował o 0,43 proc., a wskaźnik szerokiego rynku nie zmienił swej wartości w porównaniu do zamknięcia ze środy. Indeksy średnich i małych spółek zwiększyły swoją wartość o 0,6 proc. Obroty, nie licząc akcji PZU, wyniosły niecałe 1,3 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Byki na Wall Street nie rezygnują i jak na razie skutecznie odrabiają straty z ubiegłego tygodnia. Udało się już „odtworzyć” stan sprzed panicznej sesji z poprzedniego czwartku. Po wczorajszym wzroście głównych indeksów o prawie 1,4 proc., znajdują się one zaledwie niecałe 4 proc. pod szczytem z 23 kwietnia. Gdyby S&P500 zyskał 46 punktów, znalazłby się w jego okolicach. W poniedziałek indeks wzrósł o prawie 49 punktów. Teoretycznie mogłaby wystarczyć jeszcze jedna tego typu sesja, by po niedawnym „krachu” nie zostało śladu, a nastroje zmieniły się diametralnie. Powrót do szczytu nie jest więc wcale tak nieprawdopodobny, jak jeszcze niedawno się wydawało.
Być może taką możliwość dostrzegli inwestorzy w Azji, gdzie indeksy dziś zdecydowanie rosły. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że mamy tam do czynienia z odreagowaniem ostatnich silnych spadków. Shanghai B-Share zyskał aż 2,9 proc., a przecież dzień wcześniej stracił 1,9 proc. Shanghai Composite wzrósł o 2 proc. Widmo zaostrzenia polityki pieniężnej wciąż jednak nad chińską giełdą wisi. Nikkei zwyżkował prawie 2,2 proc., czemu sprzyja słabnący od dwóch dni jen. Na Tajwanie indeks skoczył także o 2,2 proc.
Niemiecki DAX w tym tygodniu imponuje siłą. Od piątkowego dołka zyskał już 10 proc. Do dotarcia do szczytu wystarczy mu wzrost o zaledwie 1,5 proc. Dziś na początku sesji zyskiwał 0,8 proc. Niewiele ustępował mu londyński FTSE. W tym tygodniu wzrósł o 9 proc., a do szczytu brakuje mu 2 proc. Z całej „wielkiej trójki” najgorsze wrażenie robi paryski CAC40, głównie dlatego, że ulegał największym wahaniom w czasie „czarnego tygodnia”. W poniedziałek zdobył się jednak na niemal 10 proc. skok i od tego czasu, w porównaniu do swych kolegów, zachowuje się znacznie słabiej. Dziś zaczął od zwyżki o 0,7 proc., ale po dwóch godzinach był już na niewielkim minusie.
Po niezłym początku sesji, szybko pogarszała się sytuacja w Atenach i Madrycie. Spośród parkietów naszego regionu brylował indeks w Bukareszcie, rosnący o 2,5 proc. BUX zyskiwał początkowo prawie 2 proc., jednak skala zwyżki szybko topniała. Moskiewski RTS po dwóch godzinach handlu tracił 1 proc. Pogorszenie nastrojów na niemal wszystkich giełdach postępowało wraz ze spadkiem kontraktów na amerykańskie indeksy oraz kolejną falą gwałtownego osłabienia się euro. Tuż po godzinie 16.00 DAX zyskiwał 1 proc., FTSE rósł o 0,7 proc., a CAC40 przebywał w okolicach środowego zamknięcia. W Atenach i Madrycie indeksy traciły po 1,7 proc.
Waluty
Na światowym rynku walutowym emocji nie brakuje, a inwestorzy nie mają chwili oddechu. Środowe odbicie się kursu euro do poziomu 1,27 dolara okazało się jedynie przejściowym epizodem, po którym nastąpił powrót w okolice 1,26 dolara. Dziś rano wspólna waluta ponowiła próbę odrabiania strat. Zakończyła się ona jednak dość szybko gwałtownym tąpnięciem i spadkiem kursu euro do 1,256 dolara.
Te ruchy natychmiast przeniosły się na nasz rynek. Ranek przyniósł zdecydowane, ale krótkotrwałe umocnienie się naszej waluty. Dolara można było kupić po 3,1 zł, o 3 grosze taniej niż w środę wieczorem. O tyle samo staniało euro, które wyceniano początkowo na niecałe 3,94 zł. Za franka trzeba było płacić 2,8 zł. Po dwóch godzinach kurs dolara skoczył prawie 5 groszy do niemal 3,15 zł. Po 2 grosze stracił złoty wobec euro i franka.
Podsumowanie
Dziś nasz rynek podążał śladem innych giełd regionu, a pod koniec dnia pod względem skali spodku dał się przegonić jedynie Madrytowi i Atenom. Zupełnie nie zwracał uwagi na zachowanie się parkietu we Frankfurcie, który jest klasą dla siebie już od kilku dni. Można więc jednak mówić o słabości naszej giełdy, choć odnosi się to przede wszystkim do wskaźnika największych spółek. Dziś udało mu się jednak utrzymać nad poziomem 2450 punktów.
Roman Przasnyski