Po miesiącu notowań akcje giełdy dają 18 proc. zysku tym, którzy kupili je w ofercie pierwotnej i do tej pory nie sprzedali. Równie udanego pierwszego miesiąca nie miał żaden z tegorocznych debiutantów. Najlepiej jednak na tej inwestycji wyszli ci, którzy sprzedali papiery na pierwszej sesji. Taka zasada dała najlepsze wyniki w przypadku niemal co trzeciej ze spółek, rozpoczynających w tym roku swoją giełdową karierę (wliczając w to akcje Polmedu, które najwyższy kurs osiągnęły
Po miesiącu notowań akcje giełdy dają 18 proc. zysku tym, którzy kupili je w ofercie pierwotnej i do tej pory nie sprzedali. Równie udanego pierwszego miesiąca nie miał żaden z tegorocznych debiutantów. Najlepiej jednak na tej inwestycji wyszli ci, którzy sprzedali papiery na pierwszej sesji.
Taka zasada dała najlepsze wyniki w przypadku niemal co trzeciej ze spółek, rozpoczynających w tym roku swoją giełdową karierę (wliczając w to akcje Polmedu, które najwyższy kurs osiągnęły następnego dnia, po debiucie i Eko Holdingu, notujące maksimum dwa dni po nim). I w tym przypadku najlepszym przykładem były akcje warszawskiej giełdy. Ich sprzedaż na pierwszej sesji dała zarobić aż 25,6 proc., najwięcej spośród tegorocznych debiutantów.
Spore, sięgające od 14,6 do 18,6 proc. zyski, można było osiągnąć kupując na rynku pierwotnym i sprzedając na pierwszej sesji giełdowej akcje pięciu innych spółek. Inwestycja w kolejną piątkę firm dała nominalną stopę zwrotu (bez uwzględniania wszelkiego rodzaju kosztów, opłat i prowizji oraz podatku od zysków kapitałowych) porównywalną lub wyższą niż z najlepszych lokat bankowych. Kurs akcji czterech spółek w trakcie pierwszego notowania był minimalnie wyższy, niż cena emisyjna, a pechowców, którzy przynieśli inwestorom stratę było sześciu.
Najmniej szczęścia mieli nabywcy papierów 4Fun Media, które po raz pierwszy trafiły na parkiet 30 listopada. Sprzedając je w tym dniu stracili ponad 11 proc., trzymając je zaś do 8 grudnia, ponad 19 proc. Uszczerbek kapitału był znacznie mniejszy w przypadku pięciu pozostałych debiutujących spadkowiczów. Kurs drugiej w tej kategorii spółki, Dolnośląskich Surowców Skalnych, był w trakcie pierwszego notowania o 6,8 proc. niższy od ceny emisyjnej.
Dla tegorocznych giełdowych beniaminków najbardziej niekorzystny był okres od kwietnia do czerwca. Trudno się temu dziwić, bo inauguracja ich notowań przypadła w czasie największej w tym roku korekty spadkowej na naszym parkiecie. Od połowy kwietnia do końca czerwca WIG stracił ponad 10 proc. Spośród siedmiu spółek debiutujących w tym czasie aż cztery przyniosły straty, a dwie niewielki zysk. Jedynym wyjątkiem wśród tej pechowej siódemki były akcje PZU. Ich sprzedaż na pierwszej sesji dała 15,2 proc. zysku. Ale też mieliśmy do czynienia z nietuzinkową spółką. O braku szczęścia mogą mówić ci, których skusiła magia wielkiego nazwiska i atrakcyjny, choć ryzykowny rodzaj działalności, prowadzonej przez Kulczyk Oil Ventures.
Sprzedając papiery firmy 25 maja zrealizowali stratę wynoszącą 3,2 proc., a trzymając je do 8 grudnia tracą 12 proc. Nie chcąc, by strata papierowa zamieniła się w rzeczywistą, muszą uzbroić się w cierpliwość. Ale można też powiedzieć, że przegapili dobrą okazję do szybkiego zarobku. Zaledwie sześć sesji po pierwszym notowaniu, akcje spółki osiągnęły bowiem najwyższą, jak do tej pory cenę 2,27 zł. Żeby zgarnąć 20 proc. zysk trzeba było mieć jednak dobry refleks i wyczucie, bo zwyżka trwała tylko jeden dzień i lepsza okazja jak dotąd się nie pojawiła. Pozostaje więc strategia „kup i trzymaj”.
Część inwestorów mogła się przekonać, że w niektórych przypadkach bardzo dobre efekty daje też strategia czekania na okazję. Problem tylko w tym, że nie wiadomo kiedy ta okazja się pojawi. Jak wynika z naszych statystyk, prawie w jednej trzeciej przypadków pojawia się ona już na pierwszym notowaniu lub tuż po nim. Ale też w przypadku niemal takiego samego odsetka tegorocznych debiutantów na najlepszy moment trzeba czekać dość długo. W przypadku sześciu z nich czas oczekiwania wynosił od 66 do 118 sesji.
Cierpliwość, wiążąca się z walorami ABC Daty, przyniosła aż 62 proc. zysku po 118 sesjach. W czterech innych przypadkach czekanie na to, aż kurs osiągnie maksimum, dało zyski w wysokości od 11 do 35 proc. Jedyna czarna owca w tym gronie, papiery Rank Progress, po 101 sesjach zwiększyły swoją wartość o 1,7 proc. Wcześniejsza sprzedaż przyniosłaby straty. Czasem można było mieć jeszcze większe szczęście, jak w przypadku papierów Harper Hygienics, gdzie na maksimum wystarczyło poczekać 36 sesji i zgarnąć 63 proc. zysku.
Historia notowań największych i najbardziej głośnych prywatyzowanych w tym roku firm, nie daje jednoznacznych wskazówek, jak postępować, by na nich zarobić. Debiut PZU, pierwszej, której akcje pojawiały się na parkiecie, był bardzo udany, jeśli wziąć pod uwagę nienajlepszą koniunkturę na rynkach, jaka towarzyszyła i ofercie publicznej i pierwszemu notowaniu. Ogromne zainteresowanie akcjami oraz 15 proc. zysk zachęciły do kolejnych. Tauron już nieco rozczarował, przynosząc zaledwie 6,6 proc. zysku. Pierwsze notowanie akcji GPW wypadło nadzwyczaj efektownie.
Walory PZU doświadczały zmiennych losów, jednak ich notowania nie spadły dotąd poniżej ceny emisyjnej. W najlepszym momencie przewyższały ją o 31,5 proc., w najgorszym o 5,6 proc. Na poważniejsze zyski z papierów Tauronu trzeba było sporo poczekać. Przełom zaczął się po niemal dwóch miesiącach od debiutu. Jeszcze 20 sierpnia wyceniano je o grosz powyżej ceny emisyjnej. Od tego momentu zaczęły bardziej dynamicznie piąć się w górę, osiągając maksimum 12 listopada. Cierpliwość posiadaczy akcji energetycznego koncernu została nagrodzona 35 proc. zyskiem.
Miodowy miesiąc notowań akcji giełdy na giełdzie mijający 9 grudnia można uznać za bardzo udany. Po brawurowym debiucie, skala zwyżki zmniejszyła się po 22 sesjach do 18 proc. Utrzymanie tak wysokiej stopy zwrotu przez miesiąc od pierwszego notowania, nie udało się żadnemu innemu z tegorocznych debiutantów. Najbliższy tego był Otmuchów z 17 proc. zwyżką, a tuż za nim Ferro i Agroton (po 16 proc.). Ponad połowie debiutujących spółek nie udało się przetrwać pierwszego miesiąca swej giełdowej kariery bez spadku poniżej ceny emisyjnej.
Roman Przasnyski