Koniec tygodnia był całkowitym zaprzeczeniem jego rozpoczęcia. W poniedziałek dane płynące z gospodarek były słabe, bo obawy o stan finansów krajów strefy euro były gigantyczne. Na rynkach panował jednak optymizm, bo obietnica setek miliardów euro zrobiła swoje i indeksy wystrzeliły w górę. Dziś po zaledwie 5 dniach jesteśmy całe lata świetlne od tamtej atmosfery. Piątek rozpoczęliśmy słabo, ale po długim okresie stabilizacji niedźwiedzie w końcówce uderzyły i pokazały bardzo jednoznaczny kierunek dalszego rozwoju sytuacji.
Koniec tygodnia był całkowitym zaprzeczeniem jego rozpoczęcia. W poniedziałek dane płynące z gospodarek były słabe, bo obawy o stan finansów krajów strefy euro były gigantyczne. Na rynkach panował jednak optymizm, bo obietnica setek miliardów euro zrobiła swoje i indeksy wystrzeliły w górę.
Dziś po zaledwie 5 dniach jesteśmy całe lata świetlne od tamtej atmosfery. Piątek rozpoczęliśmy słabo, ale po długim okresie stabilizacji niedźwiedzie w końcówce uderzyły i pokazały bardzo jednoznaczny kierunek dalszego rozwoju sytuacji.
W kwestiach makroekonomicznych mieliśmy dziś dany co niemiara i choć wszystkie mogłyby wspierać popyt to kolejne publikacje przechodziły bez żadnego echa. Zaczynając od lokalnego podwórka GUS poinformował, że inflacja w kraju sięgnęła 2,4 proc. i była minimalnie wyższa od prognoz. Dużo ciekawsze były natomiast dane ze Stanów. Sprzedaż detaliczna w USA wzrosła bardziej niż oczekiwano, bo zwęszyła się o 0,4 proc., i co ciekawe po wyłączeniu samochodów była dokładnie identyczna. Druga istotna miara amerykańskiej gospodarki, jaką była dziś produkcja przemysłowa też dawała powody do zadowolenia.
Jej wskaźnik wzrósł o 0,8 proc., a więc niemal dwukrotnie bardziej niż oczekiwano. W końcówce podano jeszcze wstępne odczyty indeksu nastrojów Uniwersytetu Michigan oraz zapasy niesprzedanych towarów. Wszystko zgodne z prognozami. Jak widać, powodów do spadków nie było żadnych, a nawet można by się pokusić o stwierdzenie, że gospodarka w końcu łapie wiatr w żagle. Z perspektywy rynków dzień jednak wyglądał źle lub fatalnie. Pojawiające się plotki o możliwych kolejnych ustaleniach pomiędzy ministrami finansów strefy euro zwiększały nerwowość, a przez to wszystkie ostatnie gwiazdy, czyli rynki z Hiszpanii, Francji czy Grecji znalazły się na głębokich minusach i traciły po 4 do 6 procent.
W tym kontekście nasz spadek był z gatunku tych mniejszych, ale okazało się to sytuacją przejściową. Wybitnym podkreśleniem kierunku jaki obrał rynek był fiksing. WIG20 do spadku o 1,8 proc. dołożył jeszcze 1 procent i tym sposobem cały tydzień zakończyliśmy oddając połowę poniedziałkowego wzrostu. Tym razem od przeceny uchroniło się jeszcze PZU, ale od poniedziałku taryfa ulgowa dla tej spółki się skończy i będzie już silnie skorelowana z całym indeksem.
Dzisiejsze spadki nie wyrokują już nieuchronności korekty, bo przecież do wsparcia na 2330 pkt. zostało jeszcze trochę miejsca, ale jeżeli Amerykanie dowiozą spadki do końca sesji to w poniedziałek będziemy zaczynali na czerwono i przy sporych nerwach. Wtedy przełamanie wsparć może nastąpić bardzo szybko i korekta stanie się faktem.
Paweł Cymcyk