W nocy spadek cen miedzi i ropy został powstrzymany, co pozwoli złapać oddech inwestorom w Europie. Po południu publikacja danych z amerykańskiego rynku pracy może ponownie podgrzać atmosferę. W przełomowych momentach nikt, lub prawie nikt nie wie dokładnie, co właściwie i dlaczego się dzieje – pisze John Murphy w książce „Analiza techniczna rynków finansowych”. Zdanie to pasuje jak ulał do sytuacji na rynkach surowcowych, gdzie doszło do panicznej wyprzedaży wczoraj,
W nocy spadek cen miedzi i ropy został powstrzymany, co pozwoli złapać oddech inwestorom w Europie. Po południu publikacja danych z amerykańskiego rynku pracy może ponownie podgrzać atmosferę.
W przełomowych momentach nikt, lub prawie nikt nie wie dokładnie, co właściwie i dlaczego się dzieje – pisze John Murphy w książce „Analiza techniczna rynków finansowych”. Zdanie to pasuje jak ulał do sytuacji na rynkach surowcowych, gdzie doszło do panicznej wyprzedaży wczoraj, pomimo braku (teoretycznie) silnych przesłanek za takim ruchem. A ponieważ paniczne reakcje zdarzają się rynkom w dwóch momentach kluczowych – na końcu hossy i na końcu bessy – można zastanawiać się, czy mimo braku przesłanek fundamentalnych, nie obserwujemy właśnie zakończenia hossy na rynku surowców.
Na ostateczną ocenę przyjdzie czas znacznie później, ale reakcja inwestorów z rynku akcji nie była równie silna, co na rynku surowcowym. S&P stracił 0,9 proc. notujący czwarty spadek z rzędu i zamknięcie najniższe od dwóch tygodni, co było głównie wynikiem przeceny spółek paliwowych. Również dane o rosnącej liczbie wniosków o zasiłki dla bezrobotnych (zaskakujące 474 tys.) nie pomagały inwestorom w USA. Ale już w Brazylii – mocno uzależnionej od koniunktury na rynku surowców – indeks spadł tylko o 0,3 proc., odbijając w ostatnich godzinach, jakby inwestorzy cieszyli się, że oczekiwana przecena surowców jest już za nimi (Bovespa straciła ok. 12 proc. przez ostatni miesiąc).
W Azji spadki indeksów nie są jednoznaczne w interpretacji, bo parkiet tokijski wrócił po trzech dniach przerwy, więc Nikkei miał kilka dni „do wyrównania”. Nie należy demonizować jego spadku o 1,5 proc., podobnie rzecz ma się z Kospi. Większą wagę można przywiązywać do ósmego z kolei spadku Hang Seng (o 0,4 proc. ok. 8:15), czy balansującemu na poziomie zamknięcia z czwartki SCI. Obydwa indeksy zaczęły notowania znacznie niżej – odrabianie strat jest pozytywnym sygnałem, być może inwestorzy nie boją się już dalszych turbulencji na rynkach surowców i walut.
W rzeczy samej pęknięcie bańki na rynkach surowców byłoby korzystnym zjawiskiem dla wielu gospodarek, ponieważ spadłaby presja inflacyjna i obawy przed podwyżkami stóp. Rzecz w tym, że niekoniecznie jest to element korzystny dla spekulacyjnie nastawionych inwestorów giełdowych, którzy kupowali ostatnio akcje w wyniku obaw o przecenę na rynku obligacji lub szukając zabezpieczenia przed skutkami inflacji. Dlatego reakcja rynków nie musi być jednorodna, a rynki mogą pozostać rozchwiane.
W piątek po otwarciu inwestorów w Europie czeka być może kilka spokojniejszych godzin, ponieważ ceny surowców nieznacznie rosną, a dopiero po południu (14:30) nastąpi publikacja danych z amerykańskiego rynku pracy, którym towarzyszą zwykle spore emocje. Po ostatnich danych o zasiłkach dla bezrobotnych rynek jest już sceptycznie nastawiony do publikacji. Wcześniej – w południe – poznamy też dynamikę produkcji przemysłowej w Niemczech, która – w razie niespodzianki – też może zburzyć spokój inwestorów.
W Warszawie sytuacja jest delikatna. Ostatnim dwóm sesjom spadkowym towarzyszyły wzmożone obroty, co potwierdza przewagę sprzedających. WIG20 spadł do najniższego poziomu od miesiąca i zatrzymał się na linii trendu wzrostowego rozpoczętego w połowie marca. Spadek i przełamanie tej linii otwierałoby drogę do 2800 pkt, gdzie znajduje się silne wsparcie. Może jeszcze nie dziś, ale wiele wskazuje na to, że test tego wsparcia jest kwestią dni.
Emil Szweda