Mimo że Fed nie zdecydował się na uruchomienie trzeciej rundy skupu obligacji, indeksy w USA zakończyły dzień silnymi wzrostami, a w Azji nastroje poprawiły się dostrzegalnie. Początkowo decyzja Fed, który obiecał utrzymanie niskich stóp przez dwa lata i dalsze działania w razie potrzeby, rozczarowała inwestorów, a z początkowych wzrostów o 3 proc. zrobiło się zero. Jednak do końca sesji indeksy wróciły do silnych zwyżek, ostatecznie S&P zyskał 4,7 proc.
Mimo że Fed nie zdecydował się na uruchomienie trzeciej rundy skupu obligacji, indeksy w USA zakończyły dzień silnymi wzrostami, a w Azji nastroje poprawiły się dostrzegalnie.
Początkowo decyzja Fed, który obiecał utrzymanie niskich stóp przez dwa lata i dalsze działania w razie potrzeby, rozczarowała inwestorów, a z początkowych wzrostów o 3 proc. zrobiło się zero. Jednak do końca sesji indeksy wróciły do silnych zwyżek, ostatecznie S&P zyskał 4,7 proc., co można byłoby nazwać fenomenalnym osiągnięciem, gdyby nie fakt, że indeks dzień wcześniej stracił 6,7 proc.
Wróćmy jednak do decyzji Fed, ponieważ mimo braku decyzji o ilościowym luzowaniu polityki pieniężnej oczekiwanej przez niektórych analityków i inwestorów, miała ona ostatecznie pozytywny wpływ na rynki. Gotowość Fed do uruchomienia QE3 została podkreślona, co upewniło inwestorów, że Ben Bernanke i jego koledzy obserwują rozwój sytuacji i rynki mogą liczyć na deszcz dolarów, jeśli będzie taka potrzeba. Po drugie jeśli w ocenie Fed uruchomienie QE3 jest teraz zbędne, oznacza to, że Fed ocenia sytuację makro lepiej (tzn. korzystniej) niż rynki, więc przynajmniej część inwestorów uzna ostatnią wyprzedaż za przesadzoną i paniczną. Niestety, obserwując działania banków centralnych na całym świecie, najczęściej okazuje się, że to rynki mają rację, a nie bankierzy, więc optymizm na bazie Fed może nie być trwały. Większe znaczenie mają utrzymujące się wysoko ceny obligacji amerykańskich – zaufanie do nich nie zostało nadwątlone w najmniejszym stopniu mimo decyzji o obniżce ratingu i mimo braku decyzji o QE3 i to jest informacja o konkretnym znaczeniu.
Inwestorzy w Azji także kupowali dziś akcje, ale nie z takim zapałem co Amerykanie. Kospi zyskał zaledwie 0,3 proc., choć start miał bardziej udany. Nikkei wzrósł o 1 proc., tu także entuzjazm wyczerpał się zaraz po otwarciu rynku. W Hong Kongu indeks wzrósł o 2,7 proc., a w Szanghaju o 1,4 proc. (na godzinę przed końcem notowań), a indeksy chińskich giełd były wspomagane informacją o wzroście nadwyżki handlowej do 31,5 mld USD – najwyższego poziomu od dwóch lat i wzroście eksportu o 20 proc. (oczekiwano 17). Oczywiście lipcowe dane nie uwzględniają jeszcze wpływu późniejszych zawirowań na rynki, ale mogą też świadczyć o tym, że wcześniejsze pesymistyczne oceny dotyczące gospodarki były na wyrost.
W Europie możemy oczywiście spodziewać się odbicia, które powinno swoim zasięgiem objąć także Warszawę i Budapeszt, które wczoraj nie reagowały na poprawę nastrojów na świecie. Tymczasem ceny złota już spadają m.in. z powodu pogłosek o sugestii Niemiec jakoby sprzedaż rezerw kruszcu przez banki centralne Hiszpanii i Włoch miałyby pomóc w walce z zadłużeniem (Hiszpania już odpowiedziała, że jej rezerwy warte są tylko 11 mld EUR). Drożeje także ropa, zaś kurs franka spada – wszystko to są sygnały poprawy nastrojów na rynkach. O poziomach docelowych odbicia lepiej nie myśleć zbyt optymistycznie – to tylko odbicie, a nie narodziny hossy.
Emil Szweda