Sądząc po zachowaniu GPW wczoraj, korekta spadkowa w Stanach jest dokładnie tym, czego inwestorzy w Warszawie oczekiwali. Strachu w Warszawie nie widać, ale można go dostrzec na innych rynkach. Wall Street ponownie zignorowała dane z gospodarki – sprzedaż domów na rynku wtórnym była wyższa od oczekiwań (dzięki spadkowi cen, ale wyższa sprzedaż powinna pomóc w ich zakotwiczeniu). Inwestorzy jednak nie patrzą na sprzedaż domów – tych nie można przecież wlać do 

Sądząc po zachowaniu GPW wczoraj, korekta spadkowa w Stanach jest dokładnie tym, czego inwestorzy w Warszawie oczekiwali. Strachu w Warszawie nie widać, ale można go dostrzec na innych rynkach.
 
Wall Street ponownie zignorowała dane z gospodarki – sprzedaż domów na rynku wtórnym była wyższa od oczekiwań (dzięki spadkowi cen, ale wyższa sprzedaż powinna pomóc w ich zakotwiczeniu). Inwestorzy jednak nie patrzą na sprzedaż domów – tych nie można przecież wlać do baku. Liczy się cena ropy, która nadal drożeje na fali obaw o przyszłość dostaw z Bliskiego Wschodu. Warto jednak odnotować, że ostatnie godziny handlu nie przyniosły już pogłębienia spadków nowojorskich indeksów.
 
W Ameryce Południowej nastroje nieco się rozjechały. Indeks giełdy w Sao Paulo wzrósł o 0,7 proc., co w tych okolicznościach jest wynikiem świetnym. Brazylia może jednak korzystać na wzroście cen towarów. Znacznie mniej zasobna Argentyna już nie – w Buenos Aires indeks spadł o 1,4 proc. i broni się przed spadkiem poniżej minimów w początku lutego. (można znaleźć wiele analogii między zachowaniem indeksy Merval i WIG20). Indeks giełdy w Meksyku dołączył do tych parkietów, które test lutowych dołków mają już za sobą. Poziom indeksu jest najniższy od listopada.
 
Zachowanie parkietów azjatyckich nie buduje zaufania. Wzrosły indeksy giełd w Szanghaju, ale to wyjątek. Hang Seng stracił 0,5 proc., ale nie przebił lutowych minimów. Kospi stracił 0,6 proc. mimo początkowej próby odrobienia wczorajszych strat. Minimum z 11 lutego zostało przebite już wczoraj, więc możemy mówić o pogłębieniu trendu spadkowego. O 1,2 proc. spadł Nikkei, tworząc drugą już w tym tygodniu lukę bessy na wykresie. 
 
Nastroje w Europie nie mogą być więc dobre. Ceny ropy w Londynie wzrosły z 85 do 100 dolarów od ostatniego czwartku. Jak zwykle w takich wypadkach kasandrycznych prognoz dotyczących wzrostu cen nie brakuje (z prognozą 220 USD za baryłkę włącznie), ale nie wizjami należy się przejmować, lecz coraz trudniejszą sytuacją banków centralnych. Droga ropa przeleje się na ceny żywności i transportu, a więc na inflację CPI, lecz podwyżki stóp na nic się zdadzą. Dopóki głód dotyka krajów III świata, regulacje zapewne się nie zmienią, ale jeśli ceny żywności wywołają niepokoje w Europie, nie obędzie się zapewne bez ograniczeń udziału inwestorów w handlu na rynkach towarowych lub zmiany limitów kwotowych dla rolników.
 
Warszawski parkiet radził sobie nadspodziewanie dobrze w ostatnich dniach, całkiem jakby skala zagrożeń płynąca ze świata była nawet mniejsza, niż spodziewali się tego inwestorzy pozbywający się akcji przez ostatni miesiąc. Jednak nie oznacza to wcale, że Książęca jest wolna od trosk. Wcześniejsze spadki wytworzyły bufor bezpieczeństwa, który teraz jest wykorzystywany. Dalsza przecena na rynkach wschodzących może ponownie wywołać falę obaw w Warszawie. Nadal bardziej prawdopodobny wydaje się zejście WIG20 w strefę 2600-2640 pkt (poziomów, które mogą służyć w tej strefie za wsparcie jest zbyt wiele, by bawić się w przewidywanie, który z nich zadziała lepiej), niż wyjście powyżej 2 715 pkt i powrót do trendu bocznego.
 
 
Emil Szweda
 
 
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj