Świetne dane z drugiej co do wielkości gospodarki świata zachęciły inwestorów do sprzedaży akcji. Jak paradoksalnie nie zabrzmiałoby to zdanie, tak właśnie się stało. Zgodnie z oczekiwaniami nakreślonymi we wczorajszym komentarzu porannym, sielska atmosfera na rynkach nie utrzymała się zbyt długo. Już wczoraj po południu mieliśmy realizację zysków w Europie, a później w USA. Słabszy niż oczekiwano raport Goldman Sachs czy prognozy American Express były tylko pretekstem do 

Świetne dane z drugiej co do wielkości gospodarki świata zachęciły inwestorów do sprzedaży akcji. Jak paradoksalnie nie zabrzmiałoby to zdanie, tak właśnie się stało.
 
Zgodnie z oczekiwaniami nakreślonymi we wczorajszym komentarzu porannym, sielska atmosfera na rynkach nie utrzymała się zbyt długo. Już wczoraj po południu mieliśmy realizację zysków w Europie, a później w USA. Słabszy niż oczekiwano raport Goldman Sachs czy prognozy American Express były tylko pretekstem do sprzedaży akcji. Chodziło tylko o zrealizowanie zysków z ośmiotygodniowego rajdu amerykańskich indeksów (nie zawsze prowadzonego w sportowym tempie, ale jednak też nie przerwanego korektą). Nie jestem pewien, czy rynki nie są zawiedzione przebiegiem wizyty chińskiego prezydenta w USA. Jak dotąd z obu stron padają głównie komunały i podkreślanie własnych racji. Nie wygląda to na zbliżenie stanowisk w sprawie uwolnienia kursu juana czy zakończenia zbędnej – sądząc po wynikach spółek i gospodarki – polityki ilościowego luzowania polityki pieniężnej w USA.
 
Dziś rano poznaliśmy dane z chińskiej gospodarki. PKB wzrósł w IV kwartale o 9,8 proc. przebijając oczekiwania ekonomistów (9,4 proc.). W całym roku gospodarka wzrosła o 10,3 proc. – najszybciej od trzech lat. Produkcja przemysłowa wzrosła o 13,5 proc. (zgodnie z oczekiwaniami) a sprzedaż detaliczna o 19,1 proc. (powyżej oczekiwań). Ponieważ indeksy chińskiej giełdy straciły w ostatnich 12 miesiącach 15 proc., reakcja rynku powinna być oczywista. Tymczasem inwestorzy wystraszyli się tak dobrych danych i sprzedawali akcje w obawie przed kolejną podwyżką stóp procentowych, i to pomimo spadku inflacji do 4,6 proc. z 5,1 proc. w listopadzie. Shanghai Composite stracił 2,9 proc. i znalazł się na najniższym poziomie od czterech miesięcy. Również inne rynki azjatyckie spadały – Nikkei o 1,1 proc., Hang Seng o 1,7 proc., a Kospi o 0,4 proc.
 
Jakie możemy mieć wobec tego nastroje w Europie? Z pewnością rano nie są one najlepsze, a inwestorzy mogą mieć niepewne miny. Jednak trzeba pamiętać, że prewencyjne spadki na Starym Kontynencie widzieliśmy już wczoraj. Na otwarciu powinniśmy zobaczyć nie tyle lukę bessy, co raczej dostosowanie głębokości wczorajszych spadków, do ich poziomu w USA czy Chinach. Wydaje się, że nie jesteśmy wcale daleko od tego miejsca. Gorzej z prognozą na dalszą część dnia. Każdy spadek – także ten wczorajszy – może okazać się tym inicjującym poważniejszą korektę, lub nawet zakończenie trendu. Przeczucia trzeba jednak odłożyć na bok, a zamiast nich stosować strategię stop-loss, jeśli spełnione zostaną do tego kryteria. Jedno czy dwudniowa korekta ich nie spełnia w przypadku inwestorów średnioterminowych.
 
Dziś poznamy dynamikę produkcji przemysłowej w Polsce. Wygląda na to, że każde dane mogą być interpretowane na niekorzyść rynku (lepsze przywrócą echa wczorajszej decyzji o podwyżce stóp, gorsze sprowokują rozważania o faktycznej sile gospodarki). Tradycyjnie rynki mogą zareagować na dane z rynku pracy w USA i na indeks wskaźników wyprzedzających koniunkturę. Decydujące znaczenie mogą mieć jednak publikacje kolejnych raportów kwartalnych.
 
Emil Szweda
 
 
 
 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj