Słaby przebieg sesji środowej na krajowym jak i amerykańskim rynku nie wróżył niczego dobrego na kolejny dzień. Czwartek rozpoczął się zatem od zbliżenia się WIG20 do poziomu 2600 pkt. po czym kontrolę na parkiecie całkowicie przejęła podaż. Było to o tyle łatwe, że europejskie rynki od rana rozpoczęły marsz na południe, a dodatkowo szeregi popytu były coraz mniejsze, ponieważ odejście od okrągłej bariery prowokowało do szybkiej realizacji zysków.
Słaby przebieg sesji środowej na krajowym jak i amerykańskim rynku nie wróżył niczego dobrego na kolejny dzień. Czwartek rozpoczął się zatem od zbliżenia się WIG20 do poziomu 2600 pkt. po czym kontrolę na parkiecie całkowicie przejęła podaż. Było to o tyle łatwe, że europejskie rynki od rana rozpoczęły marsz na południe, a dodatkowo szeregi popytu były coraz mniejsze, ponieważ odejście od okrągłej bariery prowokowało do szybkiej realizacji zysków.
Na dodatek dzisiejsze dane makro potwierdzały trwający w tym tygodniu trend słabszych informacji z gospodarki europejskiej. Indeksy PMI dla Niemiec wypadły znacznie poniżej prognoz, i choć to dopiero wstępne dane zarówno dla przemysłu jak i sektora usług to spadek o kilka punktów w zaledwie miesiąc jest już zauważalny.
Cała strefa Euro pod tym względem także nie zaprezentowała się lepiej, bo analogiczne wskaźniki również zbliżyły się do granicy 50 pkt. i mimo, że jeszcze są w bezpiecznej odległości od wskazań „recesyjnych” to o dynamice wzrostów z pierwszego półrocza trzeba już zapomnieć. Następne dane były już ze Stanów, ale tam też nie dało się znaleźć powodów do optymizmu. Po pierwsze cotygodniowe dane o ilości nowych bezrobotnych w USA były gorsze niż oczekiwania, ale odczyt na poziome 465 tysięcy nie odbiegał znacząco od ostatnich wyników. Po drugie sprzedaż domów na rynku wtórnym w Stanach co prawda okazała się zgodna z konsensusem i wzrosła „aż” do 4,13 mln, ale to zaledwie drgnięcie bo miesiąc temu ten wskaźnik osiągnął historyczne minimum. Drugi najgorszy wynik to raczej nie jest powód do kupna akcji.
Słabość naszego rynku przed południem widać było coraz wyraźniej. Przecena na WIG20 sięgała już 1,5 proc. i byki postanowiły zaatakować w miejscu, które idealnie się do tego nadawało, czyli na wysokości sierpniowych maksimów. Działanie to było na tyle skuteczne, że dzienne starty udało się do końca sesji ograniczyć do połowy, ale sytuacja dzięki temu nie wygląda przez to ani odrobinę lepiej. Trzeci dzień z rzędu możemy obserwować spory obrót (dziś ponad 1,8 mld złotych) i heroiczną obronę indeksu przed przeceną.
W jakimkolwiek przewidywalnym scenariuszu trudno to uznać za siłę rynku. Jest to raczej efekt skrajnie różnych opinii, które zawsze pojawiają się w okolicach maksimów. Tym razem kolejną potyczkę wygrały niedźwiedzie i mimo, że byki nie są bez szans, bo szczyty są nadal w zasięgu wzroku to czasu na rozstrzygające decyzje jest coraz mniej. Uważam, że z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać, że gdy jutro nie pokonamy 2600 pkt. to podaż istotnie zwiększy swoją aktywność i cofnięcie sięgnie przynajmniej kilkudziesięciu punktów.
Paweł Cymcyk
,21,5402,1285308796