Psycholodzy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej porównali znęcanie się w świecie rzeczywistym i cyberprzemoc. Stwierdzili, że dynamika tej ostatniej różni się od znęcania na szkolnym boisku, dlatego istniejące metody interwencyjne raczej się nie sprawdzą.
Jennifer Shapka i jej zespół przeprowadzili 2 badania. W pierwszym wzięło udział 17 tys. uczniów uczęszczających do klas 8.-12., a kontynuacja tego studium objęła 733 osoby w wieku od 10 do 18 lat.
Ujawniono, że ok. 25-30% badanych doświadczyło lub brało udział w cyberznęcaniu, w porównaniu do 12% znęcających się/padających ofiarą znęcania w świecie realnym. Co ciekawe, młodzież twierdziła, że 95% tego, co działo się w Sieci, miało być żartem i tylko w 5% chodziło o wyrządzenie krzywdy. To jasne, że młodzi ludzie nie doceniają zakresu szkód związanych z cyberagresją – podkreśla Shapka.
Wg Kanadyjki, uzyskane wyniki sugerują, że w przypadku cyberznęcania nastolatki odgrywają różne role – są ofiarami, katami i świadkami – i pomniejszają wpływ tego zjawiska, co oznacza, że istniejące programy edukacyjne i prewencyjne nie spełniają swojej roli. Uczniom należy uświadomić, że „zwykłe żarty” miewają poważne konsekwencje. Agresja w Internecie może wpłynąć na czyjeś zdrowie psychiczne, rozwój, osiągnięcia szkolne, a także, w skrajnych przypadkach, doprowadzić do samobójstwa.
Tradycyjne znęcanie często spełnia 3 podstawowe warunki: 1) między ofiarą a znęcającym się istnieje różnica mocy (rozmiarów i popularności), 2) znęcający się aktywnie szukają celu, a 3) akty agresji się powtarzają. Shapka podkreśla, że badania zaczynają pokazywać, że w przypadku znęcania online te 3 warunki nie muszą być spełnione. Nie musi być różnicy rozmiarów i popularności, wydaje się też, że rozmyciu ulegają role pełnione przez poszczególne osoby. Nie dziwi, że jeden i ten sam uczeń jest w Sieci i znęcającym się, i ofiarą, i świadkiem. Wcześniejsze badania Kanadyjki pokazały też, że cyberznęcanie rzadko wiąże się z planowanym poszukiwaniem ofiary.
Anna Błońska