Tymczasem warto przypomnieć, że w piątek przed rozpoczęciem notowań mieliśmy publikację raportu PKB za IV kwartał, który rozczarował inwestorów, a protesty w Egipcie nie rozpoczęły się przecież w piątek, lecz kilka dni wcześniej. Nawet złamanie przez Egipcjan godziny policyjnej w piątek wieczorem nie mogło być przez Wall Street traktowane jako nowe zagrożenie, ponieważ spadki w największej części dokonały się przed 18:00 naszego czasu.

Media na całym świecie tłumaczą spadek cen akcji w USA zamieszkami w Egipcie i ryzykiem ich przeniesienia do innych krajów regionu, w tym liderów wydobycia ropy.
 
Tymczasem warto przypomnieć, że w piątek przed rozpoczęciem notowań mieliśmy publikację raportu PKB za IV kwartał, który rozczarował inwestorów, a protesty w Egipcie nie rozpoczęły się przecież w piątek, lecz kilka dni wcześniej. Nawet złamanie przez Egipcjan godziny policyjnej w piątek wieczorem nie mogło być przez Wall Street traktowane jako nowe zagrożenie, ponieważ spadki w największej części dokonały się przed 18:00 naszego czasu.
 
Mniejsza jednak o przyczyny, bo to akademicka dyskusja. Zgodnie ze scenariuszem nakreślonym w miniony poniedziałek, właśnie piątek okazał się dniem realizacji zysków po dziewięciu tygodniach wzrostu w USA i pora zastanowić się, co może wydarzyć się dalej. 
 
Azjatyckie ciasteczko z wróżbą nie daje zbyt przyjemnych sygnałów. Nikkei spadł o 1,2 proc., ale zakończył dzień wyżej niż go zaczął, w czym pomogły lepsze od oczekiwań dane o produkcji przemysłowej (wzrost o 4,6 proc. r/r wobec oczekiwanych 4,2 proc.). To mogłoby pomóc Europie, gdyby nie fakt, że jest ona mocniej skorelowana ze wskazaniami Kospi i Hang Seng. Indeks giełdy w Seulu spadł o 1,8 proc., a próba odrobienia strat w połowie sesji zakończyła się klęską. Hang Seng stracił 0,8 proc., tu sesja była płaska. Indeks giełdy w Szanghaju wzrósł o 1,3 proc., ale coraz częściej jego zachowanie jest zupełnie odwrotne wobec wydarzeń na pozostałych światowych parkietach.
 
Europa oczywiście ma swoje szanse. Po pierwsze indeksy Starego Kontynentu traciły już w piątek (tak jak w Azji), ale wydaje się, że koniec sesji nadszedł zbyt szybko by postawę Wall Street zdyskontować w pełni. Dlatego raczej rozpoczniemy dzień od strat. Na dodatek ci z inwestorów, którzy liczyli, że niemieccy konsumenci po latach mrożenia gotówki na lokatach wreszcie poczuli się pewniej i ruszyli na zakupy, srodze się rozczarowali. Grudniowa sprzedaż detaliczna w Niemczech miast wzrosnąć wobec listopada o oczekiwane 1,9 proc., spadła o 0,3 proc. Może to mieć negatywny wpływ na początek notowań we Frankfurcie, ale pozostałe rynki Europy mają raczej powód do zadowolenia – ECB nie musi się spieszyć z podwyżkami stóp ze względu na wyniki niemieckiej gospodarki.
 
W Warszawie sytuacja jest bardzo ciekawa. W końcówce piątkowych notowań WIG20 osłabł razem z pozostałymi indeksami i zatrzymał się tuż nad poziomem 2 700 pkt. Jeśli zaczniemy notowania poniżej tego wsparcia, które nadspodziewanie dobrze spisywało się w zeszłym tygodniu, inwestorzy mogą nabrać wątpliwości, czy o to większa korekta nie rozpocznie się właśnie teraz. Szybki powrót powyżej 2700 pkt dałby oczywiście oddech ulgi, ale czy także impuls do zakupów? Nie zakładałbym się o to. Rynek rozegra dziś piłkę meczową, a stawką jest rozpoczęcie silniejszej korekty, lub przedłużenie konsolidacji. Na myślenie o rekordach hossy jest zdecydowanie zbyt wcześnie.
 
Tydzień przyniesie sporo informacji. Poza tymi o charakterze chyba bardziej emocjonalnym niż realnym (wyobrażać sobie, że powstańcze nastroje przeniosą się na półwysep arabski jest bardzo łatwo, ale należałby wysłuchać specjalistów od polityki w regionie, a nie dealerów), we wtorek poznamy indeksy PMI dla sektora przemysłu, a piątek zobaczymy nowe zdjęcie rynku pracy w USA z danymi ze stycznia.
 
Emil Szweda
 
 
 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj