W życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. W egzystencji każdego inwestora giełdowego pewne jest też to, że część transakcji przynosi straty. Z obserwacji statystyk wynika, że coraz lepiej umiemy wykorzystywać je do zmniejszenia podatkowych obciążeń.
Podatek od giełdowych zysków zawdzięczamy obecnemu prezesowi Narodowego Banku Polskiego Markowi Belce, który doprowadził do jego ustanowienia w 2001 roku, gdy pełnił funkcję ministra finansów. Zaczął on obowiązywać od marca 2002 roku i przez pierwsze dwa lata jego rola zarówno w budżecie państwa, jak i kalkulacjach inwestorów była znikoma. Wyraźnie widać, że od pięciu lat inwestorzy coraz bardziej efektywnie wykorzystują mechanizm optymalizacji podatkowej.
Kumuluje się on w ostatnich dniach roku i opiera się na wykorzystaniu specyfiki rozliczeń transakcji giełdowych. Podatek ten naliczany jest bowiem i płacony nie od zysków papierowych lecz faktycznie w danym roku podatkowym zrealizowanych. Póki więc akcje, które przynoszą inwestorowi zysk, nie zostaną sprzedane, obowiązku odprowadzenia podatku nie ma. To zaś skłania do trzymania ich jak najdłużej. Oczywiście dotąd, dopóki ich kurs rośnie, a przynajmniej nie spada, zmniejszając wielkość osiągniętego zysku. W każdym razie warto takie akcje przetrzymać do pierwszych dni następnego roku podatkowego.
Z kolei papiery, które przyniosły stratę opłaca się sprzedać i stratę tę zaksięgować przed końcem roku, bowiem można ją wykorzystać do zmniejszenia podatku w danym roku lub jako tarczę podatkową w następnych pięciu latach, czyli zmniejszyć podatek od zysków kapitałowych, kompensując stratne i zyskowne transakcje. Nie oznacza to jednak, że musimy zmienić skład swojego portfela. Wykorzystując zasadę, że rozliczenie transakcji następuje trzeciego dnia po realizacji zlecenia, sprzedając przynoszące stratę akcje najpóźniej we wtorek 28 grudnia, i odkupując 30 grudnia, mamy zaksięgowaną stratę i te same akcje w portfelu. Z kolei zyski z akcji których kurs wzrósł możemy zrealizować nie płacąc od nich w danym roku podatku sprzedając je nie wcześniej niż w czwartek, 30 grudnia.
Skala giełdowych transakcji mających na celu optymalizację podatkową nie jest łatwa do uchwycenia w ujęciu statystycznym. Trudno bowiem oddzielić zwykłe transakcje kupna i sprzedaży od tych, które służą podatkowym zabiegom. Jeszcze trudniej wychwycić zwiększony pod koniec roku ruch papierami spółek, które w ostatnich miesiącach przyniosły straty. Pewien pogląd na to zagadnienie może dać analiza danych dotyczących skali odliczania przez inwestorów giełdowych strat z lat poprzednich.
Jeszcze w 2004 roku była ona bardzo niewielka, sięgała niespełna 3 mln zł. Rok później wyniosła już prawie 55 mln zł., a w latach 2006-2008 utrzymywała się na poziomie 103-120 mln zł. Biorąc pod uwagę, że od jesieni 2002 do jesieni 2007 mieliśmy do czynienia z hossą na giełdzie, wzrost odliczanych kwot strat podatkowych trudno tłumaczyć inaczej, niż jako skutek stosowania przez inwestorów na większą skalę mechanizmu optymalizacji podatkowej. Dopiero skok do 446 mln zł strat z roku 2008 w 2009 można wiązać z rzeczywistymi stratami, poniesionymi przez giełdowych graczy w tym fatalnym dla nich roku, w którym WIG stracił ponad 50 proc.
Roman Przasnyski