Jeśli szukać dobrych stron gospodarczych skutków epidemii, to jest ona widoczna w ponownym wzroście premii doliczanej do rentowności obligacji korporacyjnych. Na naszych oczach powstaje rynek równoległy do skarbowego.
Rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych wzrosła wprawdzie w ciągu ostatnich trzech tygodni od 22 pkt bazowe do 1,52 proc., ale jest to tylko pozbawione większego znaczenia odbicie po wcześniejszym rajdzie z 2,25 proc. do 1,3 proc. wywołanym głównie skupem obligacji rządowych przez Narodowy Bank Polski. Siła oddziaływania banku centralnego na rentowność obligacji skarbowych jest niezaprzeczalna, pośrednio była też odczuwalna wcześniej – gdy obligacje skupował EBC trzymając nisko rentowność papierów krajów strefy euro. Trudno powiedzieć, co „by było, gdyby” banki centralne zaniechały tego rodzaju ingerencji w rynek, jednak zapewne programy pomocowe dla gospodarek nie mogłyby być tak duże lub tak tanie, gdyby nie równoległy skup papierów z rynku.
Dodatkowo stopy procentowe zostały obniżone, co oznacza niższe przychody odsetkowe dla banków. Liczba chętnych na kredyty naturalnie spektakularnie zmalała, banki stały się jeszcze bardziej nadpłynne niż były i próbują walczyć o wynik obniżając oprocentowanie depozytów i – tam, gdzie to możliwe (a nie jest to proste przy zapisach ustawy antylichwiarskiej) podnosząc marże kredytowe. Z kolei niższa rentowność obligacji skarbowych na rynku hurtowym skłoniła resort finansów do obniżenia oprocentowania obligacji oszczędnościowych dla inwestorów indywidualnych. Te ze z wyższym – jeszcze nie obniżonym – oprocentowaniem zanotowały w kwietniu rekord sprzedaży, który może utrzymać się długie lata (5,4 mld zł). Jednak to było w kwietniu, to już historia.
Jak na tym tle wypadają obligacje korporacyjne? Pomijając trudne dziś do zmierzania ryzyko kredytowe – rentowności wypadają najbardziej atrakcyjnie od lat. Bezpośrednia konkurencja obligacji korporacyjnych straciła resztki zębów – oprocentowanie lokat zmierza do zera, oprocentowanie obligacji oszczędnościowych do 1 proc., perspektywy wzrostu inflacji w najbliższych miesiącach zostały rozwiane, choć w dłuższym terminie wciąż należy się jej obawiać, to naturalne ryzyko związane z monetyzacją długu.
Oczywiście ceny obligacji korporacyjnych spadły – tak jak się tego spodziewaliśmy – dostosowując rentowność do obniżonych stawek WIBOR. Ale ten etap dostosowania już za nami. Teraz ważniejsze jest to, że 5 proc. z obligacji korporacyjnej wygląda znacznie lepiej niż te same 5 proc. trzy miesiące temu (gdy sprzedaż obligacji inflacyjnych też biła rekordy). A najczęściej obligacje, które trzy miesiące temu dawały 5 proc. rentowności, dziś dodają do tego jeszcze punkt, dwa lub trzy premii za ryzyko kredytowe. Inaczej mówiąc, premia jaką oferują obligacje korporacyjne względem lokat i papierów skarbowych jest najwyższa od lat, choć trzeba odwagi, żeby po nią sięgnąć i znajomości rzeczy, żeby się nie sparzyć. Fundusze obligacji mogą być pewnym rozwiązaniem, ale czy najlepszym? Te które stosują wycenę liniową, mogły nie uwzględnić spadku notowań obligacji w wycenach jednostek, a co za tym idzie, nie będzie też widać wpływu wzrostu cen (nieuchronnego, w miarę zbliżania się terminu wykupu obligacji) w wycenie jednostek – o wyniku decydować będzie więc tylko oprocentowanie obligacji, obniżone właśnie przez spadek WIBOR. Znający się na rzeczy inwestorzy indywidualni mogą próbować samodzielnych zakupów i skorzystania z premii, którą proponuje im rynek wtórny. Oferta rynku pierwotnego pozostaje uboga, kończąca się w poniedziałek emisja Rokity będzie zapewne jedną z nielicznych emisji publicznych przeprowadzanych w tym roku.
Autor: Emil Szweda, Obligacje.pl