Raporty półroczne Idea Banku i Getin Noble Banku tym razem nie rozczarowały inwestorów z Catalyst. Trwa stagnacja funduszy obligacji korporacyjnych i hossa obligacji skarbowych.
Po publikacji raportu półrocznego jedyna notowana seria obligacji Idea Banku, zapadająca już w sierpniu przyszłego roku, została wyceniona nawet na 75 proc. nominału – o połowę wyżej niż trzy miesiące wcześniej. Nadzieja na inwestora dla banku to jednak wciąż zbyt mało na obniżenie rentowności do bardziej „bankowych” poziomów. Z kolei raport półroczny Getin Noble Banku, a dokładniej zapowiedź utrzymania strat do końca roku, nie wywarła – przynajmniej w dniu publikacji – wrażenia na inwestorach z Catalyst. Część serii potaniała, ale więcej było tych (a w sumie jest ich 32), które utrzymały wycenę lub nawet ją zwiększyły. Na razie emocji na Catalyst większych zapewne nie będzie, chyba, że dotyczyć będą mniejszych spółek (o emisjach do 10 mln zł) – w najbliższych dniach spłyną ostatnie już raporty półroczne, a te wstrzymywane do ostatniej chwili są z reguły najciekawsze.
Tymczasem jeden z emitentów spoza Catalyst ma do wykupienia około 60 serii obligacji, oferowanych inwestorom indywidualnym. Nominały kolejnych emisji to zwykle kilkaset tysięcy złotych, ale problemem jest ich zapadalność przy braku możliwości zastąpienia ich kolejnymi emisjami ze względu na zaostrzone regulacje (ktoś musiałby zgodzić się na przyjęcie roli agenta emisji). Możliwe więc, że poza rynkiem regulowanym obligacje korporacyjne znów uzyskają niepotrzebny rozgłos.
Na Catalyst świat obligacji się nie kończy, ani też nie zaczyna. W minionym tygodniu obligacje skarbowe znów zyskiwały, a spread między dwu- i dziesięcioletnimi obligacjami USA spadł do 3 pkt bazowych. Na temat skutków inwersji krzywej rentowności powstało już wiele opracowań, dopóki jednak hossa na obligacjach trwa, cała reszta rynków finansowych pozostaje relatywnie bezpieczna.
Wróćmy więc na nasze podwórko. Aktywa funduszy obligacji korporacyjnych stabilizują się w pobliżu 17 mld zł – są o 1,5 proc. niższe niż przed rokiem, ale też o 0,1 proc. wyższe niż w lipcu. Pozornie dzieje się więc niewiele, w praktyce można jednak mówić o przepływie aktywów od funduszy mniejszych lub nastawionych bardziej agresywnie do rynku długu, do funduszy większych, o konserwatywnym podejściu do konstruowania portfeli, w czym pomaga także ich ekspozycja na rynki globalne – hossa pomaga wycenom jednostek.
Inwestorzy indywidualni mają prawo nie dostrzegać różnic między strategiami funduszy obligacji korporacyjnych i przynajmniej część z nich woli obligacje skarbowe, dokonując jedynie wyboru między stałokuponowymi i tymi, których oprocentowanie oparte jest o inflację. Łatwo się domyśleć, które z nich są popularniejsze. Od początku roku do lipca wielkość „żyjących” papierów o zmiennym kuponie wzrosła o 21,8 proc., do 14,4 mld zł – wynika z danych opublikowanych w piątek, a emisje papierów czteroletnich indeksowanych inflacją aż o 34 proc. (do 8,15 mld zł). Można więc zaryzykować tezę, że kryzys rynku obligacji korporacyjnych wsparł zainteresowanie papierami skarbowymi, które od początku roku zyskały 3,2 mld zł nowego kapitału, a wiemy przecież, że w sierpniu również sprzedawały się doskonale. Czy skutki takiego przesunięcia będą rzeczywiście korzystne dla nabywców obligacji skarbowych jeszcze nie wiemy (nie znamy przyszłej inflacji), niemniej ryzyko pomyłki z dzisiejszej perspektywy nie wydaje się duże.
Autor: Emil Szweda, Obligacje.pl