kierownica

Dyskusja na temat włączenia zawodów Formuły 1 do programu olimpijskiego trwa, od kiedy pamiętam. Zwolenników jest tyle samo, co zdecydowanych przeciwników. Niestety tych drugich wspiera zdecydowanie Międzynarodowy Komitet Olimpijski który ma swoje argumenty, z dużą niechęcią przyznaje, że chyba słuszne.

Igrzyska Olimpijskie mają pokazywać rywalizację zawodników, a nie technologii. No i nie ma co dyskutować, z taką argumentacją nic nie da się zrobić. Można się zastanawiać, co z żaglówkami, deskami windsurfingowymi czy karabinami używanymi w zawodach strzeleckich? Ano nic, wszyscy pływają na tam samym sprzęcie i strzelają do rzutków z identycznych pukawek. Nasi brązowi windsurferzy również używali desek, które przeszły rygorystyczne testy i zostały homologowane przez MKOL. Wszystko po to, by idea olimpijska nie legła w gruzach. Wyobrażacie sobie wyścig F1, w którym kierowcy dostają przed startem takie same samochody? Nierealne. Po pierwsze nie byłaby to już Formuła 1, po drugie mało który z czołowych kierowców chciałby w czymś takim uczestniczyć. Poza tym podczas igrzysk zawodnicy reprezentują swoje kraje a nie komercyjnych producentów. Kolejny schodek, na który F1 nie ma szans się wspiąć.

Przyznajmy więc rację panu Jacques’owi Rogge i nie dyskutujmy na temat włączenia wyścigów do programu IO. ALE… Czy wiecie, ze nie zawsze tak było?

Sporty motorowe miały swój mały epizod związany z olimpijską rywalizacją. Podczas igrzysk w 1900 roku, które odbyły się w Paryżu zawody motorowe co prawda nie znalazły się w oficjalnym programie, ale otrzymały status „imprez towarzyszących”. Łącznie zorganizowano aż 16 przeróżnej maści wyścigów, rajdów i testów. Nie tylko dla wyścigowych samochodów, ale także dla taksówek, ciężarówek i motocykli napędzanych zarówno zwykłymi, spalinowymi jak i elektrycznymi silnikami. I to wszystko ponad wiek temu!

Kierowcy w wielkich goglach i jedwabnych szalikach popisywali się swoim kunsztem, rywalizowali w kategorii najbardziej oszczędnych pojazdów, ścigali się na ustalonym dystansie i w ustalonym czasie. Główną imprezą był wyścig na trasie Paryż – Tuluza – Paryż a jednym ze zwycięzców został sam Louis Renault. Tak, ten sam, który założył francuską fabrykę!

Być może już nigdy więcej nie zobaczymy samochodów walczących podczas Igrzysk Olimpijskich, ale za to olimpijskie areny w Londynie jak najbardziej, mają szansę, by zostać niemym świadkiem walki gigantów. Władze Londynu zastanawiają się bowiem, co zrobić ze stadionem, kiedy zgaśnie już olimpijski znicz. Pomysłów jest wiele, ale jeden szczególnie przypadł mi do gustu. Być może stadion zostanie przebudowany na tor wyścigowy dla Formuły 1. Wyścigi w centrum (no, kilka kilometrów od centrum) Londynu? To byłoby coś!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj