Ustawa z 22 lipca 2016 wprowadzająca dyrektywy europejskie regulujące produkcję i dystrybucję e-papierosów oraz wyrobów tytoniowych zmieniła rynek elektronicznych inhalatorów nikotyny. Przepisy, które weszły w życie we wrześniu niosły za sobą poważne ograniczenia – związane choćby z zakazem sprzedaży e-papierosów oraz liquidów na odległość. W efekcie, oznaczało to, iż wielu producentów oraz sprzedawców zmuszonych zostało zamknąć swoje sklepy internetowe. Jak się jednak okazuje, ustawodawca nie przewidział pewnego szczególnego scenariusza.
Zgodnie z przepisami ustawy, określanej niekiedy jako dyrektywa tytoniowa, a konkretnie artykułem 12c tejże, za złamanie zakazu sprzedaży elektronicznych papierosów oraz płynów może być surowo ukarane. Ustawodawca przewidział bowiem sankcje w postaci grzywny do 200 tys. zł, karę ograniczenia wolności, a nawet zastosowanie obydwu tych kar łącznie. Niewielu przedsiębiorców zdecydowałoby się więc świadomie złamać te przepisy. Jak się jednak okazuje, sprzedaż tych produktów na odległość wcale nie musi oznaczać łamania prawa. W każdym razie wtedy, kiedy faktyczna sprzedaż odbywać będzie się… w domu klienta.
Furtkę do sprzedaży e-papierosów za pośrednictwem internetu otwarł niedawno Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej (WIIH) w Krakowie, który z z powodu zapytania jednego z przedsiębiorców na temat legalności praktyk prowadzonych przez jedną z sieci handlowych, zmuszony był przyjrzeć się praktyce sprzedaży elektronicznych papierosów. Kontrola przeprowadzona w sieci może okazać się być przełomową dla wszystkich sprzedawców inhalatorów nikotyny – tak wnioskować można bowiem po pisemnej odpowiedzi WIIH.
W piśmie opublikowanym 21 lutego, do którego dotarła Gazeta Prawna, urzędnik poinformował o wynikach kontroli stwierdzając przy tym, iż składanie zamówienia na produktu takie jak e-papierosy lub liquidy pozostaje w zgodzie z przepisami prawa w sytuacji, w której pracownik sprzedawcy bądź też kurier upoważniony do zawierania umowy w jego imieniu dostarczając zakupy do domu klienta pokazuje towar, a następnie weryfikuje wiek osoby kupującej. Dopiero po wyrażeniu przez klienta chęci zakupu zawierana jest umowa sprzedaży, która regulowana jest ustawą z 30 maja 2014 r. o prawach konsumenta (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 827 ze zm.) dotyczącą sprzedaży poza lokalem.
Ustawa o której mowa zajmuje się sytuacją, w której konsument zawiera umowę „przy jednoczesnej fizycznej obecności stron w miejscu, które nie jest lokalem przedsiębiorstwa danego przedsiębiorcy”. Nie jest to więc sprzedaż na odległość, ta bowiem zakłada brak obecności stron w jednym miejscu w czasie zawarcia umowy. Jak stwierdził więc Wojewódzki Inspektorat, taka forma sprzedaży elektronicznych papierosów, nie jest więc łamaniem przepisów dyrektywy tytoniowej i pozostaje w zgodzie z polskimi przepisami prawnymi.
Wydaje się więc, iż interpretacja przedstawiona przez WIIH oraz kreatywność sieci, która znalazła sposób na to, aby sprzedawać elektroniczne papierosy w internecie, mimo zakazu, może być furtką dla innych sprzedawców zajmujących się dystrybucją wyrobów tytoniowych. Jak jednak twierdzą prawnicy, powoływanie się na pismo Wojewódzkiego Inspektoratu w Krakowie może być ryzykowne.
Choć przepisy zostały tak sformułowane, iż w praktyce możliwe jest zawieranie umowy poza lokalem, czyli w momencie odbioru zamówionych przez klienta produktów, sprawa sprzedaży elektronicznych papierosów daleka jest od rozstrzygnięcia. Jak twierdzi radca prawny Dawid Bugajski, który kwestie stosowania przepisów poruszył na blogu Prokonsumencki.pl, opinia jednego z Wojewódzkich Inspektoratów wcale nie jest wiążąca, przedsiębiorcy więc powinni przede wszystkich być ostrożni decydując się na stosowanie takiego modelu sprzedaży. Opinia WIIH została bowiem skonstruowana w oparciu o tylko jeden przypadek i odnosi się wyłącznie do jednego podmiotu gospodarczego. Nie musi więc automatycznie pasować do sytuacji i praktyk innej firmy.
Co ciekawe, prawnicy zaznaczają jednak, iż w ustawie o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych brakuje definicji tego, czym w kontekście prawnym jest „sprzedaż na odległość” – szczegółowo opisuje ona jedynie transgraniczną sprzedaż na odległość, gdzie znaleźć można informacje na temat momentu „zamawiania” wyrobu. Co to oznacza w praktyce? Iż wprowadzenie rozróżnienia między sprzedażą „na odległość” oraz „poza lokalem przedsiębiorstwa” powinno być dokonywane z uwzględnieniem faktu, iż dwa akty prawne, które definiują te modele, mają różny przedmiot. Dlatego też, dopiero orzecznictwo, które zostanie sformułowane w przyszłości pozwoli jasno stwierdzić, jak należy rozumieć czym jest „sprzedaż na odległość”.
Przedsiębiorca, który chciałby jednak wykorzystać casus opisany w piśmie WIIH, podejmować będzie więc duże ryzyko, a stosowanie przepisów wcale nie musi okazać się opłacalne. Z prostej przyczyny – utrzymywanie sklepów z elektronicznymi papierosami oraz liquidami może oznaczać łamanie przepisu dotyczącego zakazu reklamy wyrobów tytoniowych. Firmom niestosującym się do przepisów grozi więc grzywna do 200 tys. zł, kara ograniczenia wolności albo obie te kary łącznie. Aby pozostać więc w zgodzie z prawem, przedsiębiorca nie może więc przy produktach mówić o ich kupowaniu, a jedynie o zamawianiu.
Sprawy pisma WIIH nie skomentowali na razie przedstawiciele Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który sprawuje pieczę nad Inspekcją Handlową. W odpowiedzi na pytanie Gazety Prawnej, która podjęła tę kwestię, Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK stwierdziła jednak jednoznacznie, iż praktyka, w której osoba prywatna ma umożliwioną szansę na zamówienie elektronicznych papierosów oraz akcesoriów do nich jest praktycznym naruszeniem przepisów ustawy tytoniowej. Podkreśla także, iż zakaz sprzedaży nie dotyczy jedynie przypadku, w której umowa zawierana jest między przedsiębiorcami.
Czy przedsiębiorcy, którzy zostali zmuszeni do zamknięcia swoich sklepów internetowych, wrócą więc do sieci? Trudno powiedzieć.