Zapowiedź podwyższenia wieku emerytalnego niesie dwie wiadomości złe i dwie dobre. Będziemy pracować dłużej i krócej cieszyć się emeryturą. Za to wysokość świadczeń będzie wyższa, a nasze prywatne oszczędności będą miały więcej czasu na nabranie wartości.
Planowane przez rząd podwyższenie wieku przechodzenia na emeryturę to jedyny sposób, by w stosunkowo krótkim czasie zahamować niekorzystne tendencje, jakim podlega nasz system emerytalny oraz uniknąć rosnącego obciążenia finansów publicznych. Alternatywą byłoby podwyższenie składek na ubezpieczenie społeczne, oznaczające wzrost i tak już wysokich kosztów pracy. Nie ma metody, by w rozsądnym czasie zmienić kierunek procesów demograficznych, charakteryzujących się rosnącą liczbą emerytów i malejącą liczbą osób aktywnych zawodowo, opłacających składki emerytalne. Podobne decyzje zostały już wcześniej podjęte w większości państw europejskich. Choć wszędzie rodzą one społeczny opór, to są nieuniknione. Nie ma cudownych metod na to, by emerytom zapewnić komfortowe warunki, nie ponosząc przy tym kosztów. Argumenty populistów i zwolenników sprawiedliwości społecznej, mówiące o tym, że koszty te powinno ponieść państwo, są złudne. Państwo może te koszty ponieść zwiększając składki emerytalne lub podatki. Te rozwiązania są zwykle odbierane jako mniej uciążliwe w wymiarze indywidualnym, czyli każdego obywatela, niż bezpośrednio odczuwalne podwyższenie wieku emerytalnego. Ale za to są o wiele mniej korzystne z makroekonomicznego punktu widzenia, a obywatelom „podkradają” pieniądze na ich własną emeryturę w sposób bardziej zakamuflowany.
Za wprowadzeniem bardziej radykalnych zmian przemawiają twarde fakty. Mimo bardzo wysokich obciążeń dla budżetu państwa, nasze emerytury są niskie. Według danych ZUS na koniec marca 2011 roku było prawie pięć milionów emerytów. Niemal 12 proc., czyli około 600 tys. z nich otrzymuje świadczenia nie przekraczające tysiąca złotych miesięcznie. Niecałe trzy miliony osób, czyli 59,4 proc., musi przeżyć za kwotę od 1 do 2 tys. zł miesięcznie. W przedziale od 2 do 3 tys. zł mieści się 20,1 proc. emerytów, czyli około milion osób. Szczęśliwców, którzy otrzymują ponad 3 tys. zł. jest około 435 tys., czyli 8,7 proc. wszystkich emerytów. Jedynie 225 tys. osób otrzymuje emeryturę wyższą niż 3,5 tys. zł.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w drugim kwartale 2011 roku wyniosło 3366 zł. Jeśli do tej wielkości, a nie do zwykle używanej w emerytalnych analizach i retoryce stopy zastąpienia (czyli stosunku emerytury do ostatnio pobieranego przez emeryta wynagrodzenia), porównać strukturę wysokości polskich emerytur, wnioski nie są optymistyczne. Zaledwie około 5,5 proc. emerytów, czyli 275 tys. osób, ma co miesiąc w portfelu kwotę zbliżoną do średniej krajowej. Prawie trzy czwarte wszystkich emerytur mieści się w przedziale od 30 do 60 proc. wysokości średniej płacy w kraju. W warunkach zbyt wielu niewiadomych, trudno oszacować, na ile planowane przez rząd zmiany wpłyną na poprawę tej struktury. Prawdopodobnie zmienią niewiele, hamując jedynie w pewnym stopniu negatywną tendencję, polegającą na zmniejszaniu się wspomnianej stopy zastąpienia z obecnych 50-60 proc. do 30 proc. w horyzoncie najbliższych kilkunastu lat.
Są one jednak, mimo odczuwalnej indywidualnej uciążliwości, efektywne z punktu widzenia makroekonomicznego oraz wydolności systemu emerytalnego. Przedłużenie wieku przechodzenia na emeryturę powoduje trojakie konsekwencje. Po pierwsze, opóźnia wypłacanie świadczeń emerytalnych, po drugie, przedłuża okres opłacania składek emerytalnych przez większą grupę pracujących, po trzecie wreszcie poprawia zmieniającą się niekorzystnie proporcję między liczbą osób pobierających emeryturę a liczbą osób pracujących.
Bilans po stronie tych ostatnich jest mniej korzystny i jednoznaczny w ocenie. Z jednej strony dłuższa praca to wyższe niż emerytura dochody, ale okupione sporym wysiłkiem, szczególnie w przypadku osób pracujących fizycznie. Wydłużenie czasu pracy oznacza jednocześnie skrócenie czasu pobierania emerytury. Nasz emerytalny kapitał rośnie, ale mamy coraz mniej czasu na skorzystanie z tego dobrodziejstwa. Umiarkowanie pozytywny aspekt polega na tym, że wysokość naszej emerytury wzrośnie, kosztem czasu cieszenia się nią.
W świetle planowanych przez rząd zmian jeszcze większego znaczenia nabiera kwestia indywidualnego oszczędzania na emeryturę. Odkładane w tym celu pieniądze będą mogły dłużej pracować, a w przypadku kłopotów z utrzymaniem się w stanie aktywności zawodowej, stanowić źródło swego rodzaju emerytury pomostowej, do czasu otrzymania tej właściwej. Zapobiegliwość w budowaniu prywatnego kapitału emerytalnego może więc w znacznym stopniu uniezależnić nas od konsekwencji podwyższenia wieku przechodzenia na emeryturę.
Roman Przasnyski