Na powojenne losy budownictwa mieszkaniowego w Polsce składają się dekady zmagań z niedostatkiem lokali oraz ich wątpliwą jakością. To jednocześnie droga, w trakcie której wygląd i dostępność wymarzonych „czterech ścian” uległy istotnym przeobrażeniom.
Trudne początki
Odbudowa zniszczonego wojną kraju, który wg szacunków stracił około 2 miliony mieszkań stanowiła poważne wyzwanie nie tylko dla nowej władzy, lecz przede wszystkim dla społeczeństwa. Miasta odradzały się powoli, a wysiłek narodu skoncentrowany był w dużej mierze na podniesieniu z gruzów stolicy. Sytuacji nie poprawiały kolejne centralne plany gospodarcze, w których stawiano na rozwój przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego. Tłoczenie się kilku rodzin pod jednym dachem i wieloletnie oczekiwanie na własne lokum to dziś tematy licznych anegdot na temat życia w Polsce czasów Bieruta czy Gomułki. Ciemne kuchnie, ciasne pomieszczenia mieszkalne, odstraszająca architektura i niska jakość materiałów budowlanych skutecznie dopełniają ponury obraz tego okresu.
Zmianę miała przynieść dynamiczna epoka gierkowska, gdy budowało się ponad 200 tysięcy mieszkań rocznie, a instancje partyjne poszczególnych regionów uchwalały ambitne plany inwestycyjne. Powstające w latach 70-tych wielkopłytowe osiedla znacznie zwiększyły liczbę posiadaczy własnego M. Jednak ilość wytworów „fabryk domów” nie szła w parze z jakością, czego skutki odczuwa wielu z nas do dziś. Jednocześnie dla sporej części społeczeństwa mieszkanie nadal pozostawało w sferze marzeń, na co wpływ miało zwolnienie tempa budownictwa w ostatniej dekadzie PRL.
Cały czas do przodu
– Zmiany w budownictwie mieszkaniowym na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat dokonały się na wielu poziomach. – zauważa Witold Sadowski z Deka Inwestycje, realizującej kompleks mieszkalno-biurowy Hubska Center we Wrocławiu – Nowoczesna architektura i techniki budowlane, komfortowe wyposażenie wnętrz, lecz także różne formy własności i użytkowania lokali są widocznym przejawem postępu. Odpowiedzialność za inwestycje przejął kapitał prywatny, który stopniowo zapełnia lukę mieszkaniową zarówno w centrach, jak
i na obrzeżach miast. Obok kolorowych plomb z początku lat dziewięćdziesiątych pojawiają się nowoczesne apartamentowce, których wygląd ma estetycznie uzupełniać krajobraz otoczenia.
Kryzys gospodarczy spowolnił nieco rozwój tego sektora, choć w 2010 roku wg danych GUS oddano do użytku ponad 135 tysięcy mieszkań, czyli dwa razy więcej niż 15 lat wcześniej. Ostatnie perturbacje gospodarcze powodują też, że chętniej decydujemy się na mniejsze lokale, które jednak nie mają już nic wspólnego z ciasnymi klitkami z poprzedniego ustroju. Deweloperzy coraz częściej starają się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom potencjalnych klientów, realizując inwestycje, oferujące komfortowo wyposażone apartamenty, możliwie dogodną lokalizację i rozwiniętą infrastrukturę. Wzmożony ruch na budowach wskazuje, że pozytywnie oceniają popyt na powstające mieszkania. Oby tylko zawirowania ekonomiczne nie utrudniały nam już dostępności kredytów.
Piotr Bugaj