Amerykańskie indeksy pogłębiły wczoraj spadki, a dziś rano giełdy azjatyckie anemicznie naśladowały parkiety z Nowego Jorku. Mimo to, nastroje mogą się dziś poprawić, jeśli spółki spełnią oczekiwania co do ich wyników. Wczorajsza sesja w Europie była demonstracją siły podaży i zarazem słabości kupujących. Wiele z indeksów zaliczyło najniższe poziomy w tym roku (m.in. BUX, CAC40), ponieważ coraz większa część inwestorów obawia się, że kryzys zadłużenia zagrozi ostatecznie koniunkturze gospodarczej
Amerykańskie indeksy pogłębiły wczoraj spadki, a dziś rano giełdy azjatyckie anemicznie naśladowały parkiety z Nowego Jorku. Mimo to, nastroje mogą się dziś poprawić, jeśli spółki spełnią oczekiwania co do ich wyników.
Wczorajsza sesja w Europie była demonstracją siły podaży i zarazem słabości kupujących. Wiele z indeksów zaliczyło najniższe poziomy w tym roku (m.in. BUX, CAC40), ponieważ coraz większa część inwestorów obawia się, że kryzys zadłużenia zagrozi ostatecznie koniunkturze gospodarczej (co łatwo sobie wyobrazić, jeśli negatywny scenariusz nadal będzie się rozwijał). Po raz pierwszy od ponad dwóch lat mówiono nawet o rynkach bliskich paniki.
Użycie tak dramatycznych określeń wobec nastrojów amerykańskich inwestorów byłoby nadużyciem. S&P stracił wprawdzie 0,8 proc. i zakończył dzień najniżej od trzech tygodni, ale w końcówce sesji zaczęli przeważać kupujący. Liczono już na dobre raporty kwartalne spółek i faktycznie zaraz po sesji IBM podał wyniki lepsze niż oczekiwano (ale pamiętać trzeba, że jego kurs wzrósł już w tym roku o 20 proc., a S&P tylko o 3,5 proc.). Ale inwestorzy czekają przede wszystkim na raporty Goldman Sachs, Bank of America a także Coca-Coli i Johnson&Johnson, które poznamy przed dzwonkiem na Wall Street. Jeśli odczyty okażą się zgodne z prognozami lub lepsze, odbicie w drugiej części dnia może stać się faktem.
Możliwe, że do tego czasu rynki w Europie utkną w marazmie lub będą nieznacznie rosły właśnie „pod wyniki” amerykańskich korporacji. Wczorajsze spadki były dotkliwe, a przecież zasadniczo sytuacja nie zmieniła się nawet o centymetr (to jest nadal brak kompromisu wobec pomocy dla Grecji i zwiększenia limitów zadłużenia w USA), nikt kto zna choć pobieżnie bilanse europejskich banków nie mógł oczekiwać, że wyniki stress-testów będą uspokajające. Zatem po wczorajszej słabości rynków w Europie dziś czas na uspokojenie sytuacji.
W pewnym sensie widać to już po giełdach azjatyckich. Nikkei spadł wprawdzie o 0,8 proc. (najniższe zamknięcie od 1 lipca), ale to tylko nadrabianie wczorajszej absencji (w Japonii świętowano Dzień Morza). Poza tym indeks wciąż znajduje się w stabilnym trendzie bocznym. Już Kospi i All Ordinaries traciły symboliczne 0,01 proc., w Szanghaju i Hong Kongu przewaga podaży była wyraźniejsza (odpowiednio 0,6 i 0,8 proc.). Spadały głównie akcje eksporterów, bo firmy operujące na krajowym rynku mają powody do zadowolenia – wpływy z podatków wzrosły w I półroczu w Chinach o prawie 30 proc., co ułatwi rozwiązanie problemów finansowych lokalnych jednostek administracji i świadczy o rosnącej aktywności ekonomicznej rynku wewnętrznego.
W Warszawie przez całą wczorajszą sesję to podaż kontrolowała przebieg notowań, a WIG20 znalazł się najniżej od marca i w bezpośrednim sąsiedztwie wsparcia w okolicach 2600-2640 pkt. To wsparcie powinno się obronić, ponieważ wybicie dołem dałoby jednoznaczne rozstrzygnięcia, na które chyba jeszcze zbyt wcześnie. W dodatku rynek spada zbyt szybko (WIG20 stracił 5,2 proc. przez siedem ostatnich sesji), co sprawia, że wskaźniki techniczne weszły w obszar wyprzedania przybliżając możliwość przynajmniej krótkookresowego odbicia. Dzisiejsze dane mogą pomóc w ocenie sytuacji, poznamy bowiem dynamikę produkcji przemysłowej w Polsce (14:00), a wcześniej nastroje w niemieckiej gospodarce (indeks ZEW znany będzie o 11:00).
Emil Szweda