Koreański bank centralny kolejny raz podniósł stopę procentową 7-dniowych operacji, wskazując rynkom finansowym nowe zagrożenie dla ich kondycji – inflację. Nie tylko Korea Południowa wypowiedziała wojnę inflacji, choć jest to kraj, który w ostatnich miesiącach najbardziej zdecydowanie dąży do opanowania wzrostu cen. Nie sposób bowiem nie zastanawiać się nad skutkami szalejących cen żywności na światowych rynkach finansowych i nad tym, w jaki sposób drożejąca ropa przeleje
Koreański bank centralny kolejny raz podniósł stopę procentową 7-dniowych operacji, wskazując rynkom finansowym nowe zagrożenie dla ich kondycji – inflację.
Nie tylko Korea Południowa wypowiedziała wojnę inflacji, choć jest to kraj, który w ostatnich miesiącach najbardziej zdecydowanie dąży do opanowania wzrostu cen. Nie sposób bowiem nie zastanawiać się nad skutkami szalejących cen żywności na światowych rynkach finansowych i nad tym, w jaki sposób drożejąca ropa przeleje się na ceny w sklepach i kieszenie konsumentów.
Z pewnością temat inflacji będzie powracał w tym roku niejednokrotnie, dla nas najbliższą okazją będą komentarze po zaplanowanej na najbliższą środę decyzji Rady Polityki Pieniężnej, która – jak się już powszechnie oczekuje – może podnieść stopy procentowe po raz pierwszy od czerwca 2008 r. Ale do tego jeszcze pięć dni – czym będą żyły rynki dziś?
Odwagi inwestorom na Starym Kontynencie mogą dodać wyniki wczorajszej sesji na Wall Street, gdzie indeksy wyznaczyły nowe rekordy hossy, a Dow Jones jest już najwyżej od listopada 2007 r. Ponadto jutro poznamy wyniki sprzedaży detalicznej w USA – chodzi o dane za grudzień, a więc związane z tradycyjnym zakupowym szaleństwem przed świętami.
Rynki spodziewają się zatem dobrych danych i z tego powodu zwyżki dziś (w USA) także są możliwe. Sesje w Azji po raz kolejny zakończyły się zwyżkami. Wyłamał się Kospi – ze względu na podwyżkę stóp – ale już Nikkei wzrósł o 0,7 proc. mimo nieoczekiwanego spadku zamówień „maszynowych” w listopadzie. Rynki chcą jednak widzieć teraz jasną stronę księżyca i złe dane bywają ignorowane.
W Europie szampańskie nastroje po udanej aukcji obligacji Portugalii mogą być dziś bardziej stonowane. Wczorajszy wyskok indeksów m.in. w Madrycie i Atenach należy wiązać oczywiście z poprawą nastrojów na rynku długu, ale nie należy zapominać, że giełdy południowej Europy w zasadzie nie brały udziału w hossie z ubiegłego roku. Mają więc co nadrabiać. Dziś przetargi obligacji przeprowadzą Hiszpania i Włochy. Sukces tych aukcji jest już w cenach, jakiekolwiek złe informacje w tej sprawie mogłyby wywrzeć negatywne wrażenie na rynkach. W połowie dnia poznamy decyzję Banku Anglii i Europejskiego Banku Centralnego. Naturalnie stopy pozostaną niezmienione, ale treść komunikatów i wystąpień banków centralnych będzie uważnie śledzona i może wywrzeć pewien wpływ na rynki w drugiej części dnia.
U nas palącym problemem jest szerokość rynku. Wczoraj wzrost WIG20 opierał się na akcjach trzech spółek (KGHM, PKN, Lotos). To za mało. Przerwanie wzrostów na rynkach surowcowych automatycznie grozi korektą w Warszawie. Sektor finansowy pozostaje daleko w tyle, choć np. na Wall Street to właśnie akcje banków pociągnęły indeksy ku nowym szczytom hossy.
Sądzę, że reasumując wszystkie czynniki będziemy dziś świadkami w najlepszym razie zwyżki o mniejszej skali niż wczoraj, a nie można też wykluczyć, że w drugiej połowie dnia dojdzie do realizacji krótkoterminowych zysków.