Środa na giełdach akcji była nudna. Za to na rynku surowcowym działo się sporo. Nikt nie kocha już miedzi. Za drogą ropą przepada niewielu, ale wszyscy muszą z nią żyć. Poza nudnymi akcjami i ciekawymi surowcami, wczoraj pojawiła się jeszcze jedna istotna informacja z innego segmentu rynku finansowego. Total Return Fund, największy na świecie fundusz inwestycyjny, pozbył się ze swego portfela wszystkich amerykańskich papierów skarbowych. Niecodzienne to wydarzenie, gdy
Środa na giełdach akcji była nudna. Za to na rynku surowcowym działo się sporo. Nikt nie kocha już miedzi. Za drogą ropą przepada niewielu, ale wszyscy muszą z nią żyć.
Poza nudnymi akcjami i ciekawymi surowcami, wczoraj pojawiła się jeszcze jedna istotna informacja z innego segmentu rynku finansowego. Total Return Fund, największy na świecie fundusz inwestycyjny, pozbył się ze swego portfela wszystkich amerykańskich papierów skarbowych. Niecodzienne to wydarzenie, gdy guru obligacji Bill Gross woli od nich gotówkę. Której ma teraz całą górę, podobno 54,5 mld dolarów. Akcji ani surowców raczej za to nie kupi, mimo to jest to dla inwestorów jednoznaczny sygnał dotyczący tego co myślą największe amerykańskie fundusze o amerykańskich obligacjach.
W środę od rana drożała ropa, a od popołudnia mała zapaść przytrafiła się kontraktom na miedź. Surowiec typu Brent poszedł w górę o 2,9 proc., do 116 dolarów za baryłkę. Amerykańska Crude po wzroście do niemal 106 dolarów staniała do 104 po informacji o wzroście jej zapasów. Kontrakty na miedź zniżkowały aż o 3,1 proc., a w wyniku trwającej na tym rynku od 15 lutego przeceny, spadły już łącznie o 9 proc. Tylko nieco lepiej radzili sobie w środę przedstawiciele innych surowcowych hitów ostatnich miesięcy. Dziś od rana mamy kontynuację tej tendencji. Trochę w tym winy umacniającego się dolara.
Po kilku nijakich sesjach w Azji, dziś nastroje były zdecydowanie spadkowe. Nikkei zniżkował o prawie 1,5 i po trwającej od 24 lutego szarpaninie dotarł do poziomu najniższego od pięciu tygodni. Trudno się temu dziwić po informacji, że japońska gospodarka w czwartym kwartale ubiegłego roku skurczyła się o 1,3 proc. W ujęciu rocznym co prawda wzrosła o 2,2 proc., jednak było to tempo stanowiące mniej niż połowę tego z poprzedniego kwartału. Zaskakujące dane napłynęły z Chin. W lutym nastąpiło niemal załamanie eksportu, który wzrósł o zaledwie 2,4 proc. Co prawda tłumaczy się to trwającymi kilka dni obchodami nowego roku, ale spodziewano się wzrostu o 26,2 proc., a nie o 2 proc. Do tego mamy wyraźne hamowanie importu, którego dynamika obniżyła się z 51 do 19,4 proc., przy oczekiwaniach sięgających 32 proc. To chyba efekt nie świętowania, lecz zaostrzania polityki pieniężnej. Po raz drugi od sześciu lat Chiny zaliczyły deficyt w handlu zagranicznym. To drugi, po tym o obligacjach, sygnał istotnych zmian. Shanghai Composite stracił 1,5 proc.
Nastroje przed rozpoczęciem handlu w Europie pogarszają dodatkowo tracące po 0,5 proc. kontrakty na amerykańskie indeksy. Zapowiada się niezbyt przyjemny dla byków poranek. Jedyna nadzieja w danych zza oceanu. W przypadku handlu zagranicznego niespodzianki nie będzie. Deficyt mamy jak w banku. Ale wnioski o zasiłki dla bezrobotnych mogą zaskoczyć.
Roman Przasnyski